Zwykłe osiedle, zaskakująca knajpa. Wita krokodyl, serwują roboty, są w księdze rekordów Guinnessa
Na papierze brzmi jak szalony sen: egzotyczne zwierzęta, kelnerzy-roboty i pizza, która trafiła do Księgi Rekordów Guinnessa. W rzeczywistości? To Magillo – rodzinny lokal ukryty wśród bloków i domów Bieżanowa. Edyta Klisiewicz opowiada, jak stworzyli restaurację, w której dzieci czują się jak w bajce, a dorośli… też.
Kraków ma wiele klimatycznych miejsc, ale Magillo w Bieżanowie to już zupełnie inny poziom. Egzotyczne zwierzęta, roboty roznoszące jedzenie, rodzinna atmosfera – jak w bajce! Pani Edyto, jak zrodził się pomysł na tak nietypową restaurację?
Edyta Klisiewicz: Magillo to efekt naszej pasji do podróży, miłości do jedzenia i chęci stworzenia miejsca, w którym całe rodziny czują się jak u siebie. Chcieliśmy, by dorośli mogli spokojnie delektować się dobrym jedzeniem, a dzieci miały swój mały, magiczny świat. Otworzyliśmy restaurację 1 maja 1991 roku i od tego czasu nieustannie rozwijamy naszą wizję. Inspirację czerpiemy z podróży – Dubaj, Afryka, Australia – każdy zakątek restauracji to inna historia. Zwierzęta i roboty to pomysł mojego męża, który uwielbia takie nieszablonowe rozwiązania. Nie ukrywam – czasem jego pomysły wydają mi się szalone, ale najczęściej okazują się strzałem w dziesiątkę!
Magillo to nie tylko restauracja, ale też mały ekosystem. Jakie zwierzaki można u Was spotkać?
Oj, całkiem sporo! Mamy krokodyla nilowego, który jest z nami od 20 lat, kolorowe papugi ary, legwany, kameleony, ryby, żółwie… Jest też papugarnia, gdzie można podziwiać te piękne ptaki z bliska. Kiedyś mieliśmy nawet małpkę Leosia, ale z czasem stał się zbyt charakterny na restauracyjne życie (uśmiech). Zwierzęta to nasza pasja, ale też ogromna odpowiedzialność, więc mamy cały zespół dbający o ich dobro.
A do tego wszystkiego roboty kelnerzy! Skąd taki pomysł?
Z podróży, jak wszystko! Gdy zobaczyliśmy je za granicą, wiedzieliśmy, że to będzie hit. Wprowadziliśmy je w czasie pandemii, ale tak się przyjęły, że zostały na stałe. Nie tylko dostarczają dania do stolików, ale potrafią też zaśpiewać „Sto lat” jubilatom! Dzieci je uwielbiają, a dorośli… no cóż, również się nimi fascynują!
A skoro już o tradycji mowa – co króluje w Państwa menu?
Od zawsze stawiamy na pizzę – to nasza specjalność. Ale mamy też klasyki, jak schabowy według naszego sekretnego przepisu. Ważne jest dla nas, by wszystko było naturalne, bez sztucznych dodatków. Mamy też menu dla dzieci z kolorowankami, żeby umilić im czas oczekiwania. I wiesz co? Zrobiliśmy kiedyś rekordową pizzę, która trafiła do Księgi Guinnessa! To było wielkie wyzwanie, ale udało się. Przygotowanie i wypieczenie tak ogromnej pizzy wymagało zaangażowania całego zespołu i precyzyjnego planowania. Efekt? Prawdziwy gigant, który zachwycił zarówno gości, jak i jury Guinnessa. W Magillo wszystko jest możliwe – zwłaszcza, gdy mój mąż wpada na kolejny szalony pomysł! (uśmiech)
Magillo to też miejsce na rodzinne imprezy. Jakie wydarzenia organizujecie najczęściej?
Chrzciny, komunie, urodziny, spotkania klasowe, przejścia na emeryturę… Wesela robimy tylko mniejsze – już nie mamy siły na całonocne imprezy! (uśmiech) Ludzie uwielbiają nasz klimat, a my staramy się, by każda uroczystość była wyjątkowa.
Wiem, że angażuje się Pani w życie lokalnej społeczności.
Tak, to dla nas bardzo ważne. Wspieramy różne akcje charytatywne, współpracujemy z organizacjami i pomagamy, gdzie możemy. Mamy też wspaniałych sąsiadów, a Klub Bieżanowianka często działa z nami przy różnych inicjatywach. To wszystko buduje fajną społeczność.
Gastronomia to trudny biznes. Jak sobie radzicie?
Na początku było ciężko, nasze dzieci praktycznie wychowywały się w restauracji. Teraz, po ponad 30 latach, mamy silną markę, ale nie osiadamy na laurach. Cały czas trzeba się dostosowywać, zmieniać, ulepszać. Na szczęście nasze dzieci przejęły pałeczkę i kontynuują rodzinne dzieło.
Czy są plany na przyszłość? Jakie nowości mogą zaskoczyć gości Magillo?
Rozważamy przekształcenie piętra restauracji w bawialnię dla dzieci, by w tygodniu przyciągnąć więcej rodzin. To pomysł, który analizujemy, biorąc pod uwagę rosnące koszty utrzymania. Wciąż jednak priorytetem jest jakość – zarówno jedzenia, jak i doświadczenia, jakie oferujemy naszym gościom.
Nic nie cieszy mnie bardziej niż widok dziecka, które wychodzi z restauracji i mówi: „Mamo, to było najcudowniejsze miejsce na świecie!”. To utwierdza nas w przekonaniu, że stworzyliśmy coś więcej niż restaurację – miejsce pełne magii, które łączy pokolenia i sprawia, że ludzie chcą do nas wracać. I to jest dla mnie największa nagroda.
Czytaj także:
- Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Nie jest saperem, ale mówi: w tym zawodzie nie ma miejsca na błędy
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
- Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, że zawstydza włoskich pizzaiolo
- Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”