Żydowski Kraków. Legendy i obrazy ze świata, którego już nie ma [FOTO]
Kazimierz był jednym z najważniejszych żydowskich miast Europy. Miał swoje legendy, swoich bohaterów i społeczność, która posiadała tam ważne miejsca. Jednak żydowski Kraków zniknął w 1943 roku, kiedy Niemcy zlikwidowali krakowskie getto. Zostały po nim jedynie mury. Dziś krakowski Kazimierz przyciąga głównie ludzi spragnionych imprez oraz turystów szukających śladów dzielnicy żydowskiej. Mury Kazimierza mijamy na ogół zupełnie nieświadomi ich historii. Jeżeli coś wiemy to o Zagładzie. O tym, jak żydowski Kraków zniknął. Znacznie mniej o tym, jak wyglądało życie naszych sąsiadów – Żydów. Oto kilka z legend Kazimierza.
– Żydowski Kraków przez kilkaset lat był jednym z najważniejszych miast w żydowskim świecie. To tutaj mieszkali najwybitniejsi żydowscy uczeni, tutaj ukształtowała się aszkenazyjska tożsamość – tożsamość Żydów Europy Środkowowschodniej. – naisał Henryk Halkowski w książce “Żydowski Kraków. Legendy i ludzie”.
Zobacz też: Krakowski Kazimierz na przedwojennych zdjęciach. “Ruch na ulicach panował niebywały”
A przecież bez pamięci – dodawał Halkowski – o żydowskim Krakowie, kaleka jest zarówno tożsamość tego miasta (a więc także i całej Polski), jak i tożsamość aszkenazyjskich Żydów (i Żydów w ogólności). Najważniejsze miasto tak ważnej i dużej europejskiej społeczności musiało być pełne ciekawych ludzi oraz pięknych legend i opowieści.
I było. Dla tych legend do dziś do Krakowa przyjeżdżają ludzie z całego świata.
Szatan na krakowskim Kazimierzu
Izrael Isserl żył w Krakowie w XVI wieku. Był bogatym kupcem i bankierem. Robił interesy z królem Zygmuntem Augustem. Słynął ze swej niezłomnej uczciwości i pobożności. Sklep zamykał w każdy piątek o 12. Grzecznie wypraszał klientów, jeżeli tacy byli, by rozpocząć przygotowania do Szabatu. W jeden z takich piątków rano odwiedził go inny kupiec, który przez kilka godzin wybierał towar. O 12 miał już odłożone pół magazynu.
Wtedy jednak Izreel Isserl powiedział mu, że to czas, by szykować się na Szabat i musi zostawić towar do poniedziałku. Kupiec przekonywał, że nie może tego zrobić, że musi mieć materiały od razu, bo obiecał je na królewskim dworze, gdzie otworzą one dla niego wielkie możliwości. Obiecywał, że podzieli się nimi z Isserlem.
– Jeśli uda mi się załatwić dla nich te towary, zostanę stałym dostawcą dla królewskich krawców. I jeśli teraz kupię towary w twoim sklepie, to będę się zaopatrywał tylko u ciebie. Jeśli mnie wyrzucisz teraz, kiedy zdążyłem już wybrać większość towarów, które mam zakupić, to już nie zdążę ich kupić przed Szabatem w żadnym innym sklepie – a potem będzie już za późno. Stracę zamówienie i szansę zostania stałym dostawcą dworu. – mówił i przekonywał, że jeżeli tak się stanie to już nigdy nie kupi nic u Isserla i wszystkich innych też będzie do tego przekonywał.
Izreal odpowiedział, że są sprawy ważne i ważniejsze, i wyprosił kupca.
Nie zbankrutował. Stał się człowiekiem bogatym, które ufundował między innymi tzw. nową synagogę na Kazimierzu, która później została nazwana imieniem jego syna – ReMU. Bóg nagrodził go bowiem narodzinami syna Mojżesza, który miał stać się jednym z najsłynniejszych rabinów świata. Pobożni Żydzi do dziś pielgrzymują do jego grobu, który znajduje się na starym cmentarzu żydowskim w Krakowie, by prosić go o różne rzeczy.
Legenda mówi, że kupiec, którego Isserl wyprosił w rzeczywistości był Szatanem, chcącym wystawić go na próbę.
Czytaj także: Genialny Stefan Banach: „to za mało by wyjechać z Polski”
Cmentarz obok Remu. Drzewo, którego nie wolno ściąć!
Między ulicą Szeroką oraz Jakuba, obok synagogi Remu, znajduje się jeden z najstarszych cmentarzy żydowskich w Europie. Spoczywa na nim wiele znakomitości. W tym i rabin Mojżesz Isserles, który miał być nagrodą za pobożność ojca. Z jego życiem wiążą się liczne legendy, a jedna z nich opowiada o drzewie, które wyrasta z jego grobu.
Mojżesz Isserles poświęcił dużo czasu na przygotowanie książki. Kiedy był już prawie gotowy, by ją wydać, odwiedził go gość z dalekich stron, który podarował mu dzieło innego rabina. Okazało się, że spora część pracy przygotowanej przez ReMU powielałaby tylko to, co zrobił już ktoś inny. Zmartwiony Mojżesz Isserles wziął więc rękopis książki i zakopał ją na cmentarzu. W miejscu, w którym to zrobił wkrótce wyrosło drzewo, pod którym później go pochowano.
Z czasem drzewo rozrosło się i chasydzi pielgrzymujący do grobu słynnego rabina (robią to zresztą do dziś, a na jego ogrodzeniu wiszą skrzynki, gdzie można składać prośby i modlitwy) postanowili je wyciąć, by im nie przeszkadzało.
Jednak, kiedy tylko – napisał Henryk Halkowski w książce “Żydowski Kraków” – “siekiera dotknęła drzewa rozpętała się straszliwa burza z grzmotami i piorunami – chociaż do tej chwili niebo było czyste i bezchmurne. Przestraszeni chasydzi uciekli przed burzą i od tamtego czasu nikt już nie próbował ściąć rosnącego nad grobem drzewa.”
W czasie okupacji Niemcy zniszczyli większość cmentarza. Jednak nagrobek ReMU ocalał. Chasydzi wierzą, że stało się tak właśnie dlatego, iż chroni go siła nadprzyrodzona. Można usłyszeć, że kiedy żołnierz podniósł na niego rękę, trafił go piorun. Choć inni uważają, że Bóg ochronił go w sposób mniej spektakularny, ale równie skuteczny.
Drzewo miało pochylić się nad nim i okryć go listowiem tak szczelnie, że naziści nie mogli go dostrzec.
Skąd Izaak wziął pieniądze na synagogę?
W okolicach placu Nowego stoi barokowa synagoga, która nosi imię swojego fundatora – Izaaka. Z jej powstaniem wiąże się legenda, która opowiada o tym, jak Izaak Jakubowicz się dorobił. Dziś najlepiej znają ją kierowcy meleksów obwożących turystów po dawnej dzielnicy żydowskiej, bo odtwarza się ona za każdym razem, gdy mijają synagogę.
W Mieście Żydowskim na krakowskim Kazimierzu żył kiedyś człowiek uczciwy i pobożny, ale jak to często w takich sytuacjach bywa, biedny. Nazywał się Ajzyk reb Jekeles (Izaak syn Jakuba). Starał się jak mógł, ale nie udawało mu się dorobić. Modlił się jednak niestrudzenie i ciężko pracował, więc pewnej nocy – być może tak nagradzał go Bóg – przyśnił mu się skarb ukryty pod starym mostem w czeskiej Pradze. Nie zwlekając wziął, co miał i ruszył w drogę.
Kiedy dotarł do Pragi i odnalazł most, okazało się, że jest on strzeżony przez żołnierzy. Nie wiedział, co zrobić, więc opowiedział im, po co przyjechał. Oficer, z którym rozmawiał wyśmiał go jednak i powiedział, że tylko głupcy mogą wierzyć w sny. – Mnie od wielu nocy śni się sen, że w Mieście Żydowskim na krakowskim Kazimierzu, w domu zamieszkałym przez pewnego biednego Żyda zwanego Izaak syn Jakuba, pod picem ukryty jest skarb. – powiedział.
I zapytał: Czy myślisz, że jestem tak głupi, by tam jechać? Oczywiście nie był. Za to Izaak Jakubowicz jak najszybciej wrócił do domu w Krakowie, gdzie rozebrał piec, w którym znalazł skarb i miał za co ufundować piękną synagogę.
Dlaczego Izaak nie mógł modlić się w swojej synagodze?
Jest to oczywiście legenda, bo w rzeczywistości Izaak Jakubowicz pomnożył majątek, który odziedziczył. Dzięki obrotności stał się człowiekiem bogatym i postanowił pozostawić po sobie ślad na mapie miasta. Tym miała być barokowa synagoga, której przepych i rozmiar nie spodobał się jednak wielu chrześcijanom w Krakowie.
Wśród nich był proboszcz kościoła Bożego Ciała Marcin Kłoczyński. Argumentował on, że ulica przy której stoi synagoga sąsiaduje z mieszkaniami chrześcijan. Istnieje więc ryzyko, że księża niosący najświętszy sakrament przejdą obok niej i sprofanują go w ten sposób. Te protesty odwlekły otwarcie świątyni o kilka lat, ale w końcu się udało.
Kiedy ją jednak otwarto – to już kolejna legenda – jej bogactwo zwróciło uwagę miejskiego motłochu po chrześcijańskiej stronie, który zaplanował, że budynek przejmie. Żydzi dowiedzieli się o tym i postanowili się bronić w sprytny sposób. W nocy ukryli się na cmentarzu, przez który było najłatwiej wejść do Miasta Żydowskiego.
Wybrano 26 młodych silnych mężczyzn, których przy okazji przebrano na biało. W śmiertelne koszule. Kiedy złodzieje zobaczyli ich na żydowskim cmentarzu, wzięli ich za duchy i uciekli. Ponoć już nigdy nie odważyli się wrócić.
Synagoga nie miała jednak szczęścia do chrześcijan i kiedy w czasie potopu szwedzkiego zniszczono kościół przy ulicy Stradomskiej, król podarował jej proboszczowi synagogę Izaaka na świątynię i szpital. Żydzi uratowali ją, kiedy po licznych protestach król zgodził się, by wykupili ją za gigantyczną wówczas sumę 3100 złotych.
Dlaczego stare koryto Wisły wyschło?
Relacji z chrześcijanami dotyczy też fascynująca legenda, która tłumaczy, dlaczego Wisła zmieniła swój bieg i jest lustrzanym odbiciem przekazów o Żydach porywających chrześcijańskie dzieci. Z tą tylko różnicą, że nie doprowadziła do pogromów. Na krakowskim Kazimierzu opowiadano sobie o tym, że studenci Akademii Krakowskiej porywają żydowskie dzieci i wrzucają je do Wisły. Jedne z mieszkających tam rabinów postanowił temu zaradzić.
Poszedł na brzeg rzeki i rzucił na nią zaklęcie. Wisła miała od teraz wyrzucać dzieci na brzeg. Zaklęcie jednak nie podziałało, więc kiedy porwano i utopiono kolejne dziecko, rzucił na nią klątwę. Rzeka musiała zmienić bieg, a stare koryto, które oddzielało Kraków od Kazimierza, wyschło. Wiele lat później Józef Dietl stworzył w tym miejscu Planty.
Czytaj także: Prof. Rudolf Weigl: Nobel? Nie, dziękuję. Ale możecie mnie zabić
Franciszek Józef i żydowski Kraków
Gdy w 1848 roku Franciszek Józef I został cesarzem austriackim, pojechała do niego delegacja krakowskich Żydów. Cesarz – jak pisze Halkowski – przyjął ich bardzo dobrze i obdarował swoim portretem. Poprosił, by powiesili go w Starej Synagodze przy ulicy Szerokiej. Przez to prezent okazał się być co najmniej kłopotliwy. Chasydzi nie zgodzili się bowiem na to, by portret cesarza wisiał w świątyni. Mówili, że nie pozwala na to Dekalog: “Nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi.”
Żydzi chcąc uniknąć kryzysu i kłopotów ze strony administracji zaborcy, znaleźli kompromisowe wyjście. Portret Franciszka Józefa I powiesili w Starej Synagodze, ale twarzą do ściany. W ten sposób, tłumaczyli, jednocześnie nie złamali obietnicy danej cesarzowi i zasad religii. Problem pojawił się, kiedy cesarz postanowił ich odwiedzić.
Wszedł ponoć do budynku i zaraz za progiem zapytał, gdzie jest portret, który podarował krakowskim Żydom. Ich delegacja ponoć przestraszyła się nie na żarty, bo sprawę można było zinterpretować jako obrazę majestatu.
Uratował ich jednak naczelny rabin Krakowa Szymon Sofer, który wystąpił i – jak przytacza Henryk Halkowski w książce “Żydowski Kraków” – wyjaśnił sprawę tak: “My, Żydzi przez sześć dni w tygodniu nakładamy podczas porannej modlitwy na głowę i rękę tefilin. Są to skórzane pudełeczka, zawierające napisane na pergaminie biblijne wersety. Tefilin są znakiem naszego przymierza z Bogiem i przypominają nam o Jego obecności. Jednak w sobotę rano tefilin nie zakładamy. Nie są nam wówczas potrzebne, bowiem Szabat jest znakiem naszego związku z Bogiem, który w tym dniu przebywa Sam między nami. Kiedy cesarz znajdował się daleko od nas, w Wiedniu, jego portret przypominał nam o nim i był znakiem jego łaskawości względem nas. Kiedy jednak cesarz do nas przybywa, to wówczas żadne przypomnienie i żaden znak nie są nam potrzebne. Kiedy cesarz osobiście znajduje się w naszej synagodze, to nie ma tutaj miejsca na jego portret.” Takie wyjaśnienie ponoć pomogło. A czy historia jest prawdziwa? Nic o tym nie wiadomo.
Tak samo jak o wizycie Franciszka Józefa I w Starej Synagodze przy ulicy Szerokiej w Krakowie.
Żydowski Kraków. Bez niego kaleka jest tożsamość miasta
Henryk Halkowski napisał, że bez pamięci o krakowskich i polskich Żydach, zadziwiająco kaleka jest tożsamość miasta i kraju. To rzeczywiście zadziwiające, jak mało wiemy o życiu naszych sąsiadów. Nasza wiedza ogranicza się zwykle do Zagłady, która zakończyła to sąsiedztwo. A przecież przez kilkaset lat w Polsce żyła ogromna społeczność, która miała własne legendy, mity i wyobrażenia. Kraków był najważniejszym żydowskim miastem w Europie środkowo-wschodniej, a o Polsce ówcześni Żydzi myśleli, że Bóg stworzył ją po to, by Żydzi mogli bezpiecznie czekać na Mesjasza. Wciąż są miejsca, w których da się poczuć okruchy tamtego świata i wczuć się w niego choć trochę.
Na krakowskim Kazimierzu jest ich pod dostatkiem. O ile na spacer wyruszymy wyposażeni w konieczną wiedzę.
Warto, bo tylko społeczność, która wie, skąd przychodzi, może mądrze ustalić, dokąd chce iść.
Zobacz też: Stary Kraków na kolorowych zdjęciach.
Korzystałem z książki Henryka Halkowskiego “Żydowski Kraków. Legendy i ludzie.”
Fot. Uczestnicy uroczystości święta rabina ReMU podczas pisania próśb na kartkach umieszczanych w szczelinach grobowców rabinów. 1931 rok. / Narodowe Archiwum Cyfrowe.
–4 komentarze–
[…] Czytaj także: Żydowski Kraków. Legendy i obrazy ze świata, którego już nie ma [FOTO] […]
[…] Żydowski Kraków. Legendy i obrazy ze świata, którego już nie ma [FOTO] […]
[…] Żydowski Kraków. Legendy i obrazy ze świata, którego już nie ma [FOTO] […]
[…] także: Żydowski Kraków. Legendy i obrazy ze świata, którego już nie ma […]