W archiwum spłonęła historia wielu pokoleń krakowian. Straciliśmy nawet 98% dokumentów
Według naszych informacji zniszczeniu mogło ulec nawet 98 procent zasobu Archiwum Urzędu Miasta Krakowa, w tym np. dokumenty Stanisława Lema, Marka Grechuty czy te dotyczące noblistki Wisławy Szymborskiej, ale także tysięcy „zwykłych” krakowian. To nawet sto kilkadziesiąt milionów dokumentów. – To największa katastrofa w archiwistyce od czasów pacyfikacji Powstania Warszawskiego – mówią nasi informatorzy. Portal Krowoderska.pl ujawnia, co znajdowało się w feralnych budynkach przy ul. Na Załęczu.
Z niewiadomych przyczyn pożar, który przez ponad tydzień trawił Archiwum Urzędu Miasta Krakowa, schodzi z czołówek polskich mediów. Tymczasem z dymem poszły zbiory, których nie tylko nie da się uratować, ale nawet odtworzyć. W historii miasta ostatnich kilkudziesięciu lat pozostała wyrwa nie do odtworzenia.
Przedstawiciele miasta Krakowa przekonywali mieszkańców, że pożar, który wybuchł w sobotę 8 lutego, nie stanowi dla mieszkańców problemu, gdyż, jak przekonywał prezydent Jacek Majchrowski, „najważniejsze, iż spaleniu nie uległy dokumenty z urzędu stanu cywilnego”. Radio Kraków cytowało nawet słowa prezydenta, że „w archiwum przy ulicy Na Załęczu w Czyżynach nie składowano dokumentów związanych ze sprawami mieszkańców”.
Czy na pewno?
Niekoniecznie. Na początek wyjaśnienie. W archiwum zakładowym znajdowało się ponad 20 km akt. To oznacza, że ułożony kartka przy kartce zasób archiwalny sięgałby w linii prostej od Kościoła Mariackiego do Niepołomic. To według różnych szacunków od 150 do nawet 200 milionów pojedynczych dokumentów.
Władze miasta unikają odpowiedzi na pytanie o skalę zniszczeń. Chcemy pokazać Państwu, co między innymi znajdowało się na ul. Na Załęczu. Jest to pierwszy, ale nie ostatni tekst temu poświęcony.
Jak ustaliliśmy, 2/3 zasobu archiwalnego stanowiły dokumenty meldunkowe oraz karty dowodów osobistych. Dla osoby nieznającej się na archiwistyce brzmi to tajemniczo. Są to jednak bardzo ważne, unikatowe dla historii miasta dane, na podstawie których można odtworzyć ciągłość osiedlania się, zameldowania oraz życia mieszkańców Krakowa.
Książki Meldunkowe
Zacznijmy od Książek Meldunkowych, które prowadzone były od roku 1931, przez okres okupacji, aż do lat 60. XX wieku. Zawierały one zarówno nazwisko właściciela domu lub kamienicy, ale także nazwiska lokatorów i ich dane osobowe – imiona rodziców, wyznanie czy przynależność państwową. Łącznie w zasobie Archiwum Urzędu Miasta Krakowa było 25770 pozycji ksiąg ze wszystkich dzielnic Krakowa.
– Na podstawie tych ksiąg możemy odnaleźć miejsce, skąd ci mieszkańcy przybyli przed zamieszkaniem w Krakowie, gdzie się wyprowadzili, czy ewentualnie kiedy zmarli. Te dane są bardzo cenne i tylko tutaj możemy je odnaleźć – mówił jeszcze w grudniu Zbigniew Pasierbek, Kierownik Archiwum Urzędu Miasta Krakowa.
Poniżej prezentujemy przykład księgi meldunkowej z ulicy Krupniczej 22, gdzie mieścił się w czasach PRL Związek Literatów Polskich. Na fotografii widoczne są zapisy dotyczące przyszłej noblistki Wisławy Szymborskiej, jej męża, poety Adama Włodka i znanego dziennikarza Bruno Miecugowa.
W latach 60. XX wieku książki meldunkowe zostały zastąpione przez Karty Rejestrów Stałych Mieszkańców, a w latach 70. (1975 r.) Kartę Osobową Mieszkańca, których to Kart używano aż do roku 2010(!), gdy zastąpiła je ewidencja elektroniczna.
Nim to się jednak stało, Karta Osobowa Mieszkańca, przypisana już do osoby a nie do adresu, aż do śmierci wędrowała za obywatelem po całej Polsce, gdy ten zmieniał miejsce zamieszkania. W Archiwum UMK Karty Osobowe były przechowywane w takich olbrzymich pakietach:
W poszczególnych KOM znajdujemy dane osobowe np. dotyczące służby wojskowej, wyuczonego zawodu, wykształcenia czy zmiany stanu cywilnego, nazwiska czy danych współmałżonka. Zbiór takich kart zajmował w Archiwum UMK około 350 m.b. dokumentacji, którą należało przechowywać przez co najmniej 50 lat.
Jeszcze w grudniu ub. roku Zbigniew Pasierbek Kierownik Archiwum Urzędu Miasta Krakowa mówił – Sadzę że po upływie 50 lat Archiwum Państwowe zmieni znowu okres przechowywania i na pewno te karty nie zostaną zniszczone, chyba że będą w elektronicznych bazach, na serwerach czy w innych zbiorach które można sobie wyobrazić za 50 lat.
Historia mieszkańców
W Archiwum Urzędu Miasta Krakowa znajdowały się także m.in. księgi rejestrów mieszkańców gminy z powiatu krakowskiego, np. Bieńczyc, Mogiły, Ruszczy. W archiwum znajdowały się takie 33 księgi rejestrów obejmujące okres od lat 30. do 50. XX wieku. Księgi te obejmują gminy, które dzisiaj już nie istnieją lub po których pozostały tylko nazwy. I tak np. z terenu Mogiły wywłaszczono rdzennych mieszkańców, a następnie powstała tam Huta im. Lenina. To z ksiąg rejestrów mogliśmy się dowiedzieć, jakie były dane mieszkańców, kiedy tam mieszkali, gdzie pracowali i kiedy zmarli. Mówiąc wprost – kim byli. I że w ogóle byli.
Innymi bezcennymi zbiorami które prawdopodobnie uległy zniszczeniu są koperty dowodów osobistych.
Niech nikogo nie zmyli ta nazwa. Przez „kopertę” rozumiemy całość dokumentacji, jaka przez lata towarzyszyła wydawaniu mieszkańcowi Krakowa kolejnych dowodów osobistych, aż do jego śmierci. Są to informacje bezcenne.
Wydawanie obowiązkowych dowodów osobistych wprowadzono dekretem w 1951 roku. Zajmowały się tym komendy powiatowe i miejskie Milicji Obywatelskiej. By otrzymać dowód Polacy zobowiązani byli przedłożyć w Biurze Dowodów Osobistych ankietę, do której załączali świadectwo urodzenia, potwierdzenie zameldowania, zaświadczenie z miejsca pracy oraz trzy fotografie, a w przypadku mężczyzn także dokumenty wojskowe (również z czasu II RP i wojny).
Ankiety z lat pięćdziesiątych składają się z 17 punktów i zawierają mnóstwo informacji na temat okresu wojennego i przedwojennego. Obok podstawowych danych personalnych wnioskodawca ujawniał w niej zawód wykonywany przez 1939 rokiem oraz ten wykonywany w dniu składania ankiety. Wskazywano adres przedwojenny, ten z okresu okupacji oraz powojenny. Podobny podział chronologiczny tyczył się także przebiegu służby wojskowej. Szczegółowo badano ponadto kwestie zmiany nazwiska i imienia w okresie od 1939 do 1944 roku. Było to de facto sprawozdanie z życia i bezcenne świadectwo historii krakowian.
To jednak nie koniec. Podczas ubiegania się o dowód należało bowiem zwrócić dokument tożsamości, którym się do tej pory posługiwaliśmy. To dlatego w kopertach dowodowych w spalonym archiwum znajdowały się np. paszporty, przedwojenne dowody osobiste lub np. karty rozpoznawcze – tzw. Kenkarty. To dokumenty wydawane przez okupacyjne władze niemieckie, na mocy rozporządzenia Hansa Franka z października 1939 roku, wszystkim nieniemieckim mieszkańcom Generalnego Gubernatorstwa, którzy ukończyli piętnasty rok życia.
Na zdjęciu widoczna Kenkarta z zasobów Archiwum Urzędu Miasta Krakowa:
Innym zwróconym dokumentem był ten argentyński paszport Polki, która wróciła do kraju w 1947 roku:
Co jeszcze znajdowało się w kopertach dowodów osobistych? Między innymi kolejne fotografie do wydawanych dowodów. Na ich podstawie możemy zobaczyć, jak zmieniał się właściciel dokumentu. Ale to także zaświadczenia z miejsca pracy, papiery urzędowe i wyznaniowe, akty urodzenia dzieci czy rodowody lub własnoręcznie pisane życiorysy:
Innym przykładem tego, co prawdopodobnie spłonęło, mogą być kaligrafowane dokumenty szlachcianki, po wojnie zatrudnionej w komunistycznej Polsce jako chałupnica, o czym informuje nas zaświadczenie. Tę historię można było wyczytać z jednej tylko koperty:
Poniżej koperta dowodu osobistego zmarłego w 2006 r. piosenkarza Marka Grechuty:
To z kolei dokumenty Stanisława Lema, wybitnego pisarza, filozofa i futurologa, którego rok właśnie obchodzimy. Na fotografii widzimy poświadczenie, że jest on członkiem Związku Literatów Polskich:
I dalsza zawartość koperty dowodu osobistego zmarłego w 2006 r. Stanisława Lema.
Na powyższej fotografii oprócz zdjęcia Stanisława Lema widzimy jego własnoręczny podpis oraz odciski palców wybitnego krakowianina. Do 1974 r. odciski palców pobierano od wszystkich osób, którym wydawano dowód osobisty. Kto wie, być może Archiwum UMK i koperty dowodów osobistych to jedne miejsce, w którym takie dane mieszkańców naszego miasta się znajdowały. Były one wykorzystywane np. podczas śledztw i spraw sądowych. Łatwo sobie wyobrazić, jaka to strata.
Inny przykład karty dowodu osobistego mieszkańca Krakowa z widocznym pobranym odciskiem linii papilarnych:
Dodajmy, że dostęp do tych dokumentów mieli badacze genealogii, historycy, śledczy, ale także każdy, kto szukał informacji o swoich przodkach. Można było zobaczyć kopertę dowodu babci, dziadka czy dalszej rodziny, zobaczyć upływ czasu na zdjęciach, czy zapoznać się z nieznanymi dokumentami zgromadzonymi m.in. w takich pudłach:
W Archiwum Urzędu Miasta Krakowa znajdowały się 483 metry bieżące kopert dowodów osobistych wydanych przez byłe Komendy Miejskie i Powiatowe Milicji, a także 378 metrów bieżących kopert osób zmarłych, wystawione przez urzędy dzielnicowe oraz Urząd Miasta Krakowa. Dowody sprzed roku 1980 miały zostać zachowane na zawsze (kategoria dokumentów A), a te wydane przed 2010 rokiem miały pozostawać w archiwum minimum 50 lat.
***
Opisywane przez nas zbiory to jedynie część tego, co znajdowało się w spalonym Archiwum. Jak widać, są to rzeczy, o których nie sposób powiedzieć, że „nie są istotne” czy jak przekonywał prezydent Jacek Majchrowski „nie są związane ze sprawami mieszkańców”. Trudno także wyobrazić sobie, jak opisywane przez nas dokumenty mogłyby zostać odtworzone, o czym przecież także zapewniał prezydent Krakowa.
Prawdziwą skalę tragedii będziemy dopiero poznawać, jednak już dziś archiwiści, którzy przyglądają się pogorzelisku, porównują rozmiary strat do spalenia przez Niemców warszawskich archiwów w czasie Powstania Warszawskiego. Z naszych ustaleń wynika, że ze względu na długość akcji gaśniczej, szalejący ogień, wodę i temperaturę przekraczającą 200 stopni Celsjusza, a także jednoczesny mróz zniszczeniu mogło ulec nawet 98 % zasobu archiwalnego. Wiemy to od osób bezpośrednio znających proces szacowania szkód.
Tymczasem władze miasta informują, że w pierwszych dniach pożaru udało się wydobyć „prawie 600 kg” (w części mokrych lub zamarzniętych) dokumentów, które zostały przewiezione do Archiwum Narodowego w Katowicach. Dokumentów, o których krakowskie media pisały, że „rozpadały się w rękach”.
O tym, jaka to mikroskopijna część dwudziestokilometrowego archiwum, niech świadczy fakt, że przyjmuje się, iż 1 metr bieżący to około 35 kilogramów dokumentacji. Zakładając nawet, że owe 600 kg było suche, daje nam to mniej niż 20 metrów z 20 kilometrów zasobu Archiwum.
Ujawniane przez nas zdjęcia pochodzą z prezentacji multimedialnej przygotowanej przez pracowników Archiwum Urzędu Miasta Krakowa na potrzeby spotkania Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego w grudniu 2020 r. Z ww.. spotkania pochodzą także cytaty pracowników Archiwum UMK.
–3 komentarze–
[…] W sobotę przedstawiliśmy Państwu przykłady na to, co znajdowało się w spalonym Archiwum Urzędu Miasta Krakowa. Pokazaliśmy m.in. dokumenty należące do wybitnych krakowian, czy zapisy pozwalające każdemu mieszkańcowi na prześledzenie rodzinnych historii. Tekst był zaskoczeniem dla wielu Czytelników i został opisany w ogólnopolskich mediach. Naszych ustaleń nikt nie podważył. […]
[…] W ten sposób próbując podważyć wiarygodność informacji, którymi z czytelnikami dzieliliśmy się w tekście Wojciecha Muchy pt. “W archiwum spłonęła historia wielu pokoleń krakowian. Straciliśmy nawet 98% dokumentów&…. […]
[…] Czytaj także: W archiwum spłonęła historia wielu pokoleń krakowian. Straciliśmy nawet 98% dokumentów […]