Artur Trunkhardt. Niemiec, który walczył o polskość Śląska
Artur Trunkhardt był dziennikarzem i powstańcem śląskim. Za udział w powstaniu otrzymał Virtuti Militari. W 1932 roku sanacyjna Polska postawiła go przed sądem za „naruszenie dóbr osobistych” Hitlera. W pierwszej sprawie go uniewinniono. Ale wytoczono mu kolejne. W sumie za swoje żarty z hitleryzmu zebrał w II Rzeczpospolitej 20 miesięcy więzienia.
Pochodzącego z Niemiec powstańca śląskiego Artura Trunkhardta, który przez wiele lat był postacią niemal całkowicie nieznaną, przypomniał niedawno Dariusz Zalega w książce „Zbuntowany Śląsk” (to godna polecenia opowieść o śląskich członkach Brygad Międzynarodowych, którą wyszła nakładem Wydawnictwa Czarne). Zrobił to, bo był to jeden z ludzi, którzy zaangażowali się w obronę młodych mieszkańców Rybnika, kiedy ci próbowali wyruszyć do Hiszpanii, by bronić republiki. Dariusz Zalega napisał: „W ich obronę zaangażował się Artur Trunkhardt, nieszablonowa postać z Rybnika. Ten wywodzący się z Westfalii redaktor gazety »Katholische Volszeitung« w latach 1934-1936 został skazany w kolejnych procesach wytoczonych mu przez państwo polskie łącznie na dwa lata więzienia za znieważanie w swoich artykułach… Adolfa Hitlera. Pewnego razu Trunkhardt zażądał przesłuchania kilku uciekinierów z obozów koncentracyjnych, a polski prokurator określił ich jako bezwartościowych świadków i zażądał ściągnięcia… urzędników Hitlera. To były jeszcze czasy przyjaźni Warszawy z Berlinem.”
Czytaj także: Prof. Rudolf Weigl: Nobel? Nie, dziękuję. Ale możecie mnie zabić
Jezuita, który został żołnierzem
Obok takiego przedstawienia postaci trudno przejść obojętnie. Pogrzebałem więc trochę w poszukiwaniu informacji. I udało się znaleźć bardzo ciekawy artykuł Marka Szołtyska, który w 1995 roku opublikowała „Gazeta Rybnicka” oraz opracowanie Romana Adlera. To pojawiło się w zbiorze wydanym przez rybnickie muzeum, który nosi tytuł „Górny Śląsk na zakręcie historii. Materiały konferencyjne”. Historia okazała się być niezwykle interesująca.
Artur Trunkhardt urodził się w 1887 roku w Gelsenkirchen w niemieckiej Westfalii. Jego ojciec był ratownikiem górniczym. Rodzina była katolicka i dwoje z trojga dzieci związało się w Kościołem. Siostra Artura została zakonnicą. Chłopak wstąpił do jezuitów. Ponieważ był bystry, zakon zadbał o jego edukację. Studiował prawo, teologię i filozofię. Robił to w kolegiach jezuickich, które były rozrzucone po Europie. Dzięki temu biegle znał trzy języki (oprócz greki i łaciny), co przydało mu się podczas wykonywania zadań wywiadowczych dla polskich oddziałów powstańczych na Śląsku.
Po studiach nie przyjął święceń i w 1914 roku pojawił się na wschodnich kresach państwa niemieckiego – w Rybniku. Skąd się tam wziął? Adler, który w latach 80. ubiegłego wieku poświęcił red. Trunkhardtowi pracę magisterską, napisał: „nie wiadomo”. Wiadomo jednak, że krótko po przenosinach wybuchła I wojna światowa i 27-letniego mężczyznę powołano do wojska. Na front pomaszerował razem ze 150 tysiącami ludzi z Górnego Śląska, których wysłano do walki. Znalazł się między innymi nad Sommą oraz pod Verdun. Widział Serbię i Włochy. Był pięciokrotnie ranny.
Karierę wojskową zakończyło wysłanie go przed sąd polowy. Podobno za propolskie hasła, które powtarzał. Ten się jednak nie zdążył zebrać, bo w Niemczech wybuchła rewolucja i wojna zmierzała ku końcowi. Niemiec Trunkhardt wrócił więc do Rybnika, gdzie… zaangażował się w walkę o polskość Śląska.
Artur Trunkhardt. Niemiec walczy o polskość Śląska
Najpierw trafił do gazety wydawanej przez radę robotniczą. Wyrzucono go z niej jednak, bo był… propolski. Stamtąd trafił do redagowanej po niemiecku gazety, która pokazywała Niemcom polskie stanowisko i dał się wciągnąć sprawie. Trafił do rady miejskiej. Po jednym z wieców niemieccy nacjonaliści ostrzelali samochód, którym jechał. Zrobili to, bo – tę anegdotę przytacza Roman Adler, który jest najlepszym źródłem wiedzy o Trunkhardtcie – w czasie zebrania do niemieckich kombatantów, którzy twierdzili, że Polska nie ma historii, mówił: “każdy naród ma swoją historię, z tym, że historia Polski jest wielka i czysta w przeciwieństwie do niemieckiej.“
Czytaj także: Genialny Stefan Banach: „to za mało by wyjechać z Polski”
Po tym przystąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. Zaczął przekazywać jej informacje, a biegła znajomość angielskiego i francuskiego bardzo pomagały w radzeniu sobie z żołnierzami sił międzynarodowych, którzy pilnowali wtedy plebiscytu na Śląsku. Zaangażował się też publicznie, co innym Niemcom się nie spodobało. Dużo jeździł i przemawiał za polskością regionu. Podróże dawały okazje tym, którzy chcieli się go pozbyć. Około 20 razy – pisze Adler – próbowano zamachów na jego życie. Wyznaczono też nagrodę za jego głowę, a w czasie strzelaniny na jednym z wieców został ranny. Jego matkę, która nadal mieszkała w Westfalii, skłoniono, by publicznie wyparła się syna. Wszystko dlatego, że w takich sprawach nikt nie drażni tak jak „swój”, stający po drugiej stronie.
Wytoczono mu też 500 procesów za zniewagę w prasie, ale te nie doszły do skutku, bo sytuacja się zmieniła.
Mimo to – pisały w 1921 roku „Nowości Ilustrowane” – pozostał „wiernym raz obranemu kierunkowi i sprawy naszej broni z zapałem, jakiego nie powstydziłby się rodowity Polak. W obawie o swe życie z rewolwerem się nie rozstaje, ma go obok siebie i przy pracy w lokalu redakcyjnym.”
III powstanie śląskie i dzieje Rybnika
W czasie III powstania śląskiego trafił do sztabu „Grupy Południe”. Brał udział w starciach, a jego umiejętności pozwoliły mu położyć duże zasługi pod sukces Polaków. Wykorzystywał między innymi znajomość języków, która pozwalała mu prowadzić dezinformację wśród wojsk pilnujących Śląska. Raz wystrychnął na dudka Włochów. Innym pomógł powstańcom się z nimi dogadać. Zajmował się dywersją. Także wywiadem i aprowizacją. Robił dużo, bo był człowiekiem obrotnym.
Czytaj także: Krakowski Kazimierz na przedwojennych zdjęciach. “Ruch na ulicach panował niebywały”
Występował nawet przed Ligą Narodów. Na adwokata sprawy polskiej Niemiec nadawał się doskonale. Po przyłączeniu wschodniej części Górnego Śląska do Polski otrzymał polskie obywatelstwo i został radnym Rybnika. O tym, ile zrobił w czasie powstania najwięcej mówi to, że otrzymał Krzyż Zasługi, Gwiazdę Śląska, list pochwalny od marszałka sejmu i Virtuti Militari.
Napisał też i wydał książkę o historii Rybnika.
Znieważenie Hitlera…
W latach 30. Trunkhardt stał się nieprzejednanym krytykiem Adolfa Hitlera. Z bliska obserwował działania jego zwolenników. Gazety, którymi kierował, alarmowały o zbliżającej się wojnie. Pisał poważnie, ale nie bał się także satyry. Założył nawet wojujący humorem dwutygodnik „Die Spritze”, czyli „Sikawka”. Adler opisał ją tak: „Na pierwszej kolumnie pierwszego numeru redakcja zamieściła karykaturę Hitlera z podpisem Der Verfurer, czyli – uwodziciel. Pod rysunkiem przedstawiającym Hitlera przemawiającego do śliniącej się i obżerającej Germanii można było przeczytać dialog–komentarz: – Ukochana, dostaniesz znowu swoją ulubioną potrawę, Francuzów w angielskim sosie. Na co Germania odpowiada: – A potem polską sałatę, prawda?” Niemieccy pogranicznicy pilnowali, by gazeta nie dostawała się na teren III Rzeszy. Wysyłano ją tam przypiętą do balonów.
W 1934 roku za jeden z artykułów o Hitlerze – wypominał mu tam m. in. pochwały przesłane do zabójców Konrada Piecucha, którego bojówkarze zabili w 1932 roku – trafił przed sąd. – Polscy urzędnicy państwowi dopatrzyli się w tym poważnej zniewagi niemieckiego kanclerza i Trunkhardt musiał stawać przed sądem. W końcu czerwca po rozprawie w Chorzowie, podczas której wygłosił, oskarżając reżim hitlerowski dwie prawie godzinne mowy, został uniewinniony. W trakcie rozprawy Trunkhardt przedstawił urywki książki o obozie koncentracyjnym w Oranienburgu oraz fragmenty z tzw. austriackiej „Brunatnej Księgi”, które zostały dołączone do akt sprawy. Wnosząc o zmianę kwalifikacji czynu stwierdził, że atakował Hitlera nie jako głowę państwa, ale jako wodza bandy zbrodniarzy. – pisał Roman Adler.
Słusznie, jak pokazała historia, ale nie zakończyło to problemów.
…i 10 miesięcy więzienia
Jego gazeta zaczęła opisywać zbrodnie polityczne nazistowskich bojówek. Pisano o rozstrzelaniach i morderstwach politycznych, które w III Rzeszy stały się chlebem powszednim. Polscy urzędnicy odpowiedzieli zdecydowanie. Starosta rybnicki zaczął rekwirować nakłady. Doprowadzono też – przy presji niemieckiej ambasady – do procesu. W jego trakcie dochodziło do bijatyk, w których Niemcy bili się z Polakami. A także do kuriozalnych, kiedy patrzy się na nie z dzisiejszej perspektywy, sytuacji.
Roman Adler przytacza na przykład relację Józefa Michalczyka, który proces relacjonował tak: „miała ona w następstwie mocnych wzajemnych ataków między Trunkhardtem i prokuratorem bardzo burzliwy przebieg, do tego stopnia, że przewodniczący Stawarski przerwał rozprawę na kilka dni. Przyczyna tej ostrej wymiany zdań pomiędzy Trunkhardtem a prokuratorem leżała w tym, że Trunkhardt zapodał do przesłuchania paru świadków, którzy uciekli z niemieckich obozów koncentracyjnych. Prokurator określił owych świadków jako bezwartościowych, a w ich miejsce zażądał jako świadków urzędników Hitlera a wśród nich […] Geringa. Trunkhardt otoczył owych komunistycznych świadków opieką, a świadków zapodanych przez prokuratora określił jako podpalaczy, jako bandytów i bandę morderców.” Trunkhardt przegrał. Skazano go na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Musiał też ogłosić treść wyroku w prasie. Marek Szołtysek podsumował to w „Gazecie Rybnickiej” tak: „Był więc Trunkhardt pierwszym polskim krytykiem hitleryzmu i pierwszą ofiarą Hitlera, ukaraną jednak rękami polskimi.”
Czytaj także: Niemiecka okupacja w Krakowie na zdjęciach
Jak uzasadniano wyrok? Tak: „Artykuły Trunkhardta zatem znieważyły Wodza i Kanclerza Adolfa Hitlera, jako głowę państwa niemieckiego i są w stanie zamącić stosunki dyplomatyczne między dwoma sąsiedzkimi państwami opartymi na umowach międzynarodowych, zwłaszcza, iż notoryczną jest rzeczą, że Wódz i Kanclerz Adolf Hitler cieszy się wśród ogółu obywateli Rzeszy Niemieckiej bezgraniczną czcią i niezwykłym uwielbieniem.”
Autorem tych słów był nasz Sąd Najwyższy.
Artur Trunkhardt i kolejne wyroki
Kolejny proces wytoczył mu prokurator, który twierdził, że Trunkhardt znieważył Hitlera w czasie pierwszej rozprawy. Tym razem uniewinniono dziennikarza. Ale już w 1936 skazano go na kolejne cztery miesiące, a w 1937 dołożono do tego jeszcze sześć miesięcy. Wszystko za znieważanie… Adolfa Hitlera. W sumie uzbierał prawie dwa lata. Tyle, że na szczęście w zawieszeniu. Stał się przy tym znany. I znów musiał chodzić z bronią, bo na jego życie zaczęli dybać hitlerowscy bojówkarze.
– Dlatego redaktor Trunkhardt chodził z pistoletem brauning 9 mm, na noszenie którego zezwolenie otrzymał od rybnickiego starosty. W ostatnich tygodniach przed wybuchem drugiej wojny światowej niektórzy rybniccy Niemcy szydzili z Trunkhardta, że pierwszy będzie uciekał z Rybnika. Dla tego 1 września 1939 roku Artur chciał pozostać w mieście i dopiero po godzi nie 8.00, gdy Niemcy byli już w Rybniku, udał się w kierunku Żor. Tam na krótko zatrzymał się u sióstr zakonnych, potem udał się do Radlina, by następnie na całą okupację ukryć się u rodziny Lisoniów w Krzyżkowicach koło Pszowa. – pisał Marek Szołtysek w „Gazecie Rybnickiej”.
Kiedy stosunki na linii Polska-Niemcy zaostrzyły się, miano go ułaskawić. Ale nie zdążono.
Siedem wyroków śmierci w czasie okupacji
W czasie okupacji ukrywał się. Miał kontakty z Armią Krajową. Niemcy wyznaczyli nagrodę za jego głowę, ale nie udało im się go złapać. Po wojnie pomogły mu kontakty z komunistami, których wspierał pod koniec lat 30. XX wieku. Między innymi broniąc tych, którzy chcieli walczyć po stronie republikańskiej w Hiszpanii, ale dali się złapać przy przekraczaniu granicy. (Walki z Franco sanatorzy też wtedy nie popierali). Wstąpił nawet do PPR, a później PZPR, ale po odmowie współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa został w 1953 roku usunięty z partii. Zmarł w 1963 roku.
Jest pochowany na cmentarzu w Krzyżkowicach. Obok innych powstańców śląskich.
Na wiele lat zniknął jednak z pamięci historycznej. Jakbym miał strzelać, dlaczego tak się stało, to powiedziałbym, że kiedy PRL dokonała na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku nacjonalistycznego zwrotu, jego niemieckie pochodzenie nie mogło się podobać. Tym bardziej, że miał też w życiu okresy bliskich związków z sanacją. A kiedy przyszła III Rzeczpospolita, to zaczęto odkopywać i pielęgnować, niekiedy nadmiernie ją pudrując, pamięć o jej poprzedniczce sprzed wojny. A tej nie pomogłaby skaza taka, jak wyrok dla pochodzącego z Niemiec dziennikarza, który był śląskim powstańcem i kawalerem Virtuti Militari.
Czytaj także: W archiwum spłonęła historia wielu pokoleń krakowian. Straciliśmy nawet 98% dokumentów
Fascynujący Artur Trunkhardt
Tym bardziej, że był to wyrok za znieważenie jednego z dwóch najgorszych zbrodniarzy w historii.
Mnie jednak Artur Trunkhardt zafascynował. Przede wszystkim dlatego, że jest to życiorys tak skomplikowany, iż doskonale pokazuje zawiłości historii oraz ścieżek, którymi ta prowadzi ludzi. A zatem też doskonała odtrutka na zbyt proste jej postrzeganie, którego ofiarami – mam wrażenie – padamy ostatnio zbyt często. Skłonieni do tego zapewne przez różne polityki historyczne, które przeszłości nie chcą opowiedzieć, by się z niej czegoś nauczyć. Robią to, żeby wykorzystać tych, którzy słuchają. Tym bardziej żałuje, że dowiedziałem się o nim tak mało i całą wiedzę czerpałem z materiałów konferencyjnych oraz artykułu prasowego. W tych pierwszych pojawiła się jednak informacja, że losy Trunkhardta były przedmiotem magisterki Romana Adlera.
Z wielką chęcią przeczytałbym ją w formie książki.
Zdjęcie w nagłówku: Sąd Grodzki w Rybniku w 20-leciu międzywojennym. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.