Długi zaciągnięte w przyszłym roku spłacimy w 2036
W przyszłorocznym budżecie Krakowa zaplanowano rekordową dziurę, która ma wynieść ok. 750 mln złotych. Zostanie ona pokryta z kredytów oraz emisji obligacji. Zadłużenia pozbędziemy się dopiero w 2036 roku.
Planowany harmonogram spłaty wygląda tak:
Kwota planowanego zadłużenia, którą zawarto na końcu urzędowego pisma, to ponad 2/3 zakładanych na ten rok wpływów do budżetu. Nie zawiera m.in. kredytu na Trasę Łagiewnicką oraz długów spółek miejskich.
Długi, które w przyszłym roku zaciągniemy na pokrycie gigantycznej dziury budżetowej, będzie więc spłacać już kolejne pokolenie krakowian. O ile przez najbliższe 16 lat nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, bo jeżeli się zdarzy, to kto wie – może zostawimy je w spadku naszym wnukom.
Tłumaczenie będzie takie, że wydawanie pieniędzy stymuluje gospodarkę. Jest ono o tyle wygodne, że są sytuacje, kiedy stosowanie takich metod ma sens. I pozwala unikać rozmowy o odpowiedzialności za tak duże długi.
Skupienie się na konieczności brania rekordowych pożyczek, odwraca bowiem uwagę od pytania o to, dlaczego prezydent Majchrowski zadłuża już nie tylko kolejną administrację [już w tym roku zaczęto brać pożyczki, które na pewno spłacać będą nowe władze], ale też kolejne pokolenie.
Moim zdaniem jednym z powodów jest to, że w lepszych czasach nie dbaliśmy o równowagę budżetową oraz z niewystarczającą rzetelnością podchodziliśmy do wydawania pieniędzy. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest porównanie tego, jak budowano stadion miejski, z którego korzysta Wisła Kraków* z podobnymi inwestycjami w innych krajach.
Krakowski stadion mieści 33 tys. widzów i zaprojektowano go w sposób, który – mówiąc delikatnie – nie ułatwia jego utrzymania. A za jego budowę, dokumenty, prawa, itd…., zapłaciliśmy pomiędzy 600 i 700 mln złotych.
Prawdopodobnie – bo trudno się doliczyć – bliżej tej drugiej kwoty.
W 2003 roku w Porto oddano Estádio do Dragão. Stadion mieści ponad 50 tys. widzów, otrzymał liczne wyróżnienia za efektywność energetyczną oraz sensowne wykorzystanie go do funkcji innych niż sportowe i kosztował – zależnie od tego kto, co i jak liczy – od 98 do 125 milionów euro.
Widać, że gdyby do projektowania stadionu przy Reymonta zatrudnić kogoś, kto się zna, a nie kogo się zna i budować go z podobną dbałością jak ten w Porto, to dług Krakowa mógłby być dziś niższy o kilkaset milionów złotych. Wisła korzystałaby też z lepszego i oszczędniejszego obiektu.
A Portugalczycy nie wydają się być niedoścignionym wzorem rzetelności i oszczędności w wydawaniu publicznego grosza. Mniejszych i większych przykładów jest znacznie więcej i najistotniejsze jest w nich nawet nie to, że popełnia się błędy i przepala pieniądze na głupie wydatki. Bardziej to, że na ogół zamiast wyciągać z błędów wnioski, broni się ich do upadłego i powtarza. Bez żadnej refleksji, bo o tę trudno, kiedy kredyt spłaci ktoś inny.
* O zaletach obiektu opowiadał nam red. Bartosz Karcz w wywiadzie “Stadion Wisły jest do uratowania. Ale trzeba go dokończyć”.
Fot. Pixabay.
–2 komentarze–
[…] zdążyć spłacić, zanim przynajmniej część rzeczy, które za nie zbudujemy, się rozpadnie. Planowany termin spłaty nowych zobowiązań miasta to lata 2032 – 2036. Do kiedy będziemy spłacać kolejne – jeszcze nie […]
[…] także: Długi zaciągnięte w przyszłym roku spłacimy w […]