“Chcemy na co dzień udowadniać, że każdemu człowiekowi należy się szacunek”
– Dla nas na pierwszym miejscu jest człowiek, a pieniądz jest elementem dodanym. Oczywiście musimy zarabiać i zarabiać muszą ludzie, których zatrudniamy. Choćby po to, aby mogli stanąć na nogi i aby mogli być niezależni. Ale przed wszystkim jest u nas człowiek – mówi Łukasz Zając z przedsiębiorstwa społecznego Food & Life. W dzisiejszych czasach nieczęsto można usłyszeć takie słowa. A jeszcze rzadziej zobaczyć, że znajdują one potwierdzenie w praktyce. Tutaj tak jest.
Przedsiębiorstwo Społeczne Food & Life powstało „z miłości do ludzi i pasji do kuchni”. Najpierw był food truck serwujący świetne zapiekanki i frytki. Później – wymusiła to pandemia – catering. Dziś tworzący je ludzie są zaangażowani w pomoc Ukrainie, a w przyszłości otworzą sklep socjalny.
Na co dzień serwują świetne jedzenie. Które nie tylko dobrze smakuje, ale pomaga też w aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami oraz osób wykluczonych społecznie. Przedsiębiorstwo zapewnia im stałe miejsca pracy i pomaga ogarnąć swoje życie na nowo. Wspiera w przyziemnych sprawach, jak założenie konta w banku, zorganizowanie przeprowadzki, czy umówienie wizyty u lekarza. Skutecznie obala stereotypy dotyczące pracy wykonywanej przez osoby niepełnosprawne.
“Stwórz dobre miejsce pracy, a wówczas nie będziesz miał problemu z pracownikiem.”
Takie motto przyświeca im od początku działalności.
“Pomaganie mieliśmy we krwi”
Asia Urbaniec: Początek Food & Life to?
Łukasz Zając: Jako młodzi ludzie chcieliśmy otworzyć biznes, więc zainwestowaliśmy w punk na Placu Imbramowskim, gdzie powstały Zapiekanki Imbramowice.
Poznaliśmy wtedy Karolinę, która pracowała w fundacji Wiosna przy projekcie aktywizacyjnym skierowanym do osób z niepełnosprawnościami. Temat przypadł nam od razu do gustu i zaangażowaliśmy się. Naszym zadaniem było wtedy częstowanie jedzeniem osób biorących udział w projekcie. Jak wszystko tak i to wyzwanie się skończyło, a my czuliśmy niedosyt. Tym bardziej, że cały czas staraliśmy się razem z Damianem angażować w różnego rodzaju akcje pomocowe i charytatywne.
Gdzieś to w naszej krwi zawsze było.
I wykiełkowało?
Zorganizowaliśmy spotkanie, na które zaprosiliśmy Karolinę i po godzinach rozmów i namysłów postanowiliśmy stworzyć przedsiębiorstwo społeczne. Chcieliśmy połączyć pomaganie i własny rozwój zawodowy. Czytaliśmy o ekonomii społecznej. Wypytywaliśmy znajomych. Kontaktowaliśmy się z urzędami. Pfronami. Mopsami. Aby zebrać jak najwięcej wiadomości i jak najbardziej rozeznać się w temacie. Złożyliśmy wniosek do MOWES (Małopolski Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej) i udało się nam otrzymać dofinansowanie na stworzenie miejsc pracy dla osób wykluczonych społecznie.
Tak powstało Food & Life
Kupiliście food truck?
Wtedy też zainwestowaliśmy w kupno food trucka, który służy nam do dziś. To już nomen omen będzie cztery lata. Jest wysłużony, wspaniały i niezawodny. Tak powstało nasze przedsiębiorstwo ekonomii społecznej Food & Life.
No i się zaczęło. Młodzi, niedoświadczeni, ale pełni entuzjazmu próbowaliśmy góry przenosić.
“Szyliśmy, jak się dało”
Za szybko?
Życie w szybkim tempie postawiło nas na nogi dając nieraz mocnego kopa. Więc były porażki. Niejednokrotnie było pod górkę. Pod górę nawet, ale nie poddawaliśmy się. Postanowiliśmy przebijać głową mury. Dofinansowania przesuwały się w terminie. Wypłaty z PFRON tez wypadały w innym terminie niż przewidywał to nasz biznes plan. Ale przetrwaliśmy. Szyliśmy, jak się dało.
Pomimo tych wszystkich schodów nadal staraliśmy się udzielać i pomagać. Ciągle braliśmy udział w konkursach na innowacyjność i przedsiębiorczość, co dawało nam niezastąpione doświadczenie.
Zaczęliśmy przez to coraz bardziej rozumieć rynek i specyfikę pracy z osobami wykluczonymi, więc po czasie uważam, że była to dla nas wspaniała szkoła. Tak życiowa jak i biznesowa.
Food&Life: “Chcielibyśmy zatrudniać osoby niepełnosprawne ruchowo”
Do współpracy potrzebujecie ludzi, którym chcecie pomóc. W jaki sposób do nich docieracie?
Od jakiegoś czasu jesteśmy na rynku i nasze działania zawsze skierowane były na współpracę z innymi fundacjami. Takimi jak Fundacja Św. Ojca Alberta czy stowarzyszenie Klika. Tak więc wiemy, gdzie i o kogo pytać. Współpracujemy razem. Często też wymieniamy się pracownikami. Często przychodzą do nas ludzie kierowani przez naszych byłych pracowników. Nierzadko są to ludzie po prostu z ulicy.
Osoba, która u nas pracuje powinna mieć zdolności manualne, książeczkę sanepidowską i aktualne badania lekarskie. Nie zatrudniamy osób niepełnosprawnych ruchowo. Bardzo byśmy chcieli i mamy to cały czas gdzieś z tyłu głowy, ale są to na ten moment dla nas za wysokie koszty. Dostosowanie naszego food trucka zarówno wewnątrz jak na zewnątrz wiąże się z dużymi wydatkami. Może kiedyś zrealizujemy takie przedsięwzięcie. Na ten moment to niemożliwe.
“Musieliśmy się przebranżowić, żeby nie paść”
Branża gastronomiczna w czasie pandemii przechodziła duże załamanie, a jak wy poradziliście sobie w tym czasie?
Musieliśmy się przebranżowić, żeby nie paść. Pandemia pozamykała rynek to jedno. A po drugie nasi pracownicy to często osoby o obniżonej odporności, więc musieliśmy dużo zmienić, by się dostosować do istniejącej sytuacji.
Postanowiliśmy działać w plenerze. Komunie, chrzcimy, wesela. Nawiązaliśmy współpracę z firmą zajmującą się techniczną stroną imprez plenerowych a my byliśmy dla nich zapleczem gastronomicznym. Tutaj wyzwaniem stało się miejsce, gdzie będziemy gotować, bo przecież w food trucku nie przyrządzisz przystawki, dwudaniowego obiadu i deseru dla 100 osób spełniając przy tym wytycznych sanepidu. Potrzebowaliśmy miejsca z magazynem i kuchnią. Trafiła się fajna oferta wynajmu na osiedlu Wandy na placu targowym w Nowej Hucie. Na czas remontu sprzedawaliśmy frytki i zapiekanki z food trucka. Po kilku miesiącach przystosowaliśmy lokal i mogliśmy legalnie obsługiwać imprezy.
Pełnowymiarowa kuchnia polska
Co serwujecie na takich imprezach, bo chyba nie tylko frytki i zapiekanki.
Oczywiście pełnowymiarowa kuchnia polska, ale też spełniamy zachcianki klientów odnośnie wymyślnych przystawek. Oferujemy cały zakres cateringu. Dania, nasza uśmiechnięta obsługa i zastawa. Wszystko przywozimy i wszystko zabieramy z powrotem.
Informacja o pracownikach z niepełnosprawnościami przyciąga klientów, czy raczej się tego obawiają? Jak to wygląda w waszym przypadku?
Tworząc przedsiębiorstwo społeczne myśleliśmy, że sama idea, działanie i współpraca z osobami wykluczonymi jest czymś co powinno napawać ludzi nadzieją. Chcemy na co dzień udowadniać, że każdemu człowiekowi należy się szacunek i każdemu należy dać szansę. Że są to ludzie tak samo pracujący, a niejednokrotnie bardziej się starający niż zdrowy człowiek. Kolejny aspekt jest taki, że daje się prace człowiekowi, który jest beneficjentem systemu, a zaczyna pracować i płacić podatki. I wydawać by się mogło, że zasługuje to chociażby na zwrócenie uwagi. Nie mówiąc już o wspieraniu takiego procesu. To wartość dodana dla społeczeństwa. Okazuję się, że nie jest tak do końca. Niestety budzi to nadal lęk. Ale trzeba też podkreślić, że widać nieduży, ale jednak postęp. Zapewne dzięki temu, że przedsiębiorstwa społeczne, ekonomia społeczna pokazują swoim działaniem profesjonalizm.
Wpływa to oczywiście na lepszy odbiór takich działań. Staramy się po prostu krok po kroku powoli udowadniać społeczeństwu, że praktycznie niczym się to nie różni od normalnego biznesu.
“Tak jak w każdej innej pracy”
Chciałam zadać pytanie z czym się na co dzień musicie mierzyć współpracując z osobami wykluczonymi społecznie, ale pytanie powinno raczej brzmieć, co jest trudnego w pracy z ludźmi?
Dokładnie!
Ja dokładnie myślę w ten sposób. Praca z ludźmi w dużej firmie, w sklepie czy w ogóle w miejscu, gdzie jest kontakt z drugim człowiekiem musi liczyć się z pewnymi napięciami. Czasami z innym zdaniem. Praca z ludźmi wymaga zawsze empatii. Oczywiście rekrutując ludzi do naszej firmy zdajemy sobie sprawę kogo zatrudniamy i staramy się dla takiej osoby po prostu dobrać odpowiednie stanowisko.
To dokładnie tak jak w każdej innej pracy.
“Musimy być elastyczni i kreatywni”
Wszędzie was pełno. Ciężko się umówić, bo ciągle gdzieś biegacie. Ostatnio impreza u KLIKI, jakieś wyjazdy, impreza w plenerze. Odnoszę wrażenie, że idziecie jak burza pomimo niełatwego czasu dla gastronomii. Coś się jednak zmieniło. Co?
Ja w pewnym momencie doznałem olśnienia. To ten moment, kiedy człowiekowi wydaje się ze zmądrzał. Mówię to oczywiście pół żartem pół serio, ale rzeczywiście doświadczenie tych kilku lat działań w ekonomii społecznej, obserwowanie innych fundacji uodporniło nas i nadal uodparnia na niekorzystne działanie czynników zewnętrznych. Pracując z osobami, które na co dzień doznają rożnych problemów pomagamy im w wielu aspektach życia. Przeprowadzamy ich z mieszkania do mieszkania, pomagamy znaleźć radcę prawnego, chodzimy na zakupy. To wszystko powoduje, że my musimy być elastyczni i kreatywni. Widać to po przedsiębiorstwach społecznych, które tak jak i my przetrwały covida, bo się przebranżowiły. Dostosowujemy się do warunków w jakich się znaleźliśmy.
Teraz dostosowaliśmy się do wojny. Sytuacja zmusiła nas do działania, a że mamy w naturze pomoc drugiemu człowiekowi, to nie mogliśmy machnąć na to ręką. Musieliśmy coś zrobić.
Drogi, którymi szliśmy przez ostatnie lata ułożyły się w ten sposób, że na wielu płaszczyznach możemy pomóc. Współpraca z organizacjami też pokazała, że łącząc siły można więcej.
“Zapakowaliśmy kilkaset litrów zupy”
Ale co dokładnie robicie teraz.
Zaczęło się trzy miesiące temu, kilka dni po wybuchu wojny na Ukrainie. Wsiedliśmy do food trucka i zapakowaliśmy kilkaset litrów zupy pojechaliśmy na granicę do Ciechanowa. Rozdawaliśmy ją za przejściem granicznym, czyli na terenie Ukrainy. Ponieważ korki w obie strony były duże, postanowiliśmy gotować na miejscu. Znajomi, nie tylko z Krakowa, dowozili nam produkty albo już gotową zupę w termosach. Dlatego mówimy, że nasze termosy widziały wojnę. Potem doszły kanapki. Kursowaliśmy między Krakowem a Przemyślem.
Gdy na granicy sytuacja się uspokoiła, a działania przejęły lokalni mieszkańcy i samorządy, doszliśmy do wniosku, że w Krakowie przydamy się bardziej. Wtedy stanął sponsorowany przez miasto Kraków namiot przed Dworcem Głównym. Zaproponowano nam koalicję wraz z innymi podmiotami ekonomii społecznej, by trzymać pieczę nad tym miejscem. I tak codziennie od 21 do 13 wydajemy i przygotowujemy ciepłe posiłki, kawę, herbatę dla uchodźców z Ukrainy. Staramy się, żeby zawsze był chleb. I obowiązkowo kakao. Okazuje się, że Ukraińcy wypijają go litrami. Nie tylko dzieci, ale też dorośli. Dzięki darczyńcom jesteśmy teraz w stanie wydawać po kilka tysięcy ciepłych napojów i pięć, sześć tysięcy ciepłych posiłków. Zapotrzebowanie nie maleje wiec jesteśmy tam nadal.
“Sklep charytatywny”
Namiot stoi i końca działań nie widać. W międzyczasie nadal obstawiacie imprezy cateringowe, bo przecież osoby przez was zatrudnione muszą pracować. Można odnieść wrażenie, że jesteście zespołem nie kilku, lecz kilkunastoosobowym. Otworzyliście też sklep. Sklep niezwykły.
No tak, ale nadal mieści się to w ramach naszych działań pomocowych. Wiesz jak już człowiek wpadnie w taki wir, to nie da się tak po prostu odejść. Każde nowe działanie daje ci kolejnego kopa. Oczywiście pilnujemy się nawzajem i analizujemy strategię. Wiele rzeczy dzieje się też spontanicznie, ale dajemy radę to jakoś połączyć. Mamy to szczęście, że na naszej drodze spotykamy dobrych ludzi i chyba to jest właśnie to.
A sklep.
Sklep charytatywny, który wydaje paczki z artykułami pierwszej potrzeby. Nasze działania tutaj są kierowane do osób naprawdę tej pomocy potrzebujących. Tutaj staramy się trzymać nad tym pieczę. Wojna na Ukrainie już chwilę trwa i trzeba powiedzieć sobie jasno, że różni ludzie korzystają z miejsc, gdzie otrzymuje się pomoc za darmo. Uchodźcy to nie tylko osoby, które nie mają pieniędzy.
Zdarza się ze są wśród nich również osoby o grubym portfelu, ale nie do końca uczciwe. Zresztą wszędzie można spotkać takich ludzi. Sklep powstał we współpracy z Piotrkiem Kubiczkiem.
A finansowany jest w pewnej części przez Sean’a Penna. A dokładniej przez jego fundację CORE. Działamy trzy dni w tygodniu. Z czasem planujemy nawiązać współpracę z innymi sponsorami, aby móc coś do paczek ciągle dorzucać. Póki co są to produkty pierwszej potrzeby. Artykuły spożywcze i chemia.
Będzie sklep socjalny
A później stanie się z tym miejscem. Zamkniecie go?
Przekształcimy go w sklep socjalny. Mieliśmy już dawno taki pomysł w ramach naszej fundacji. Nie wiemy jeszcze, jak to przekształcenie będzie wyglądać. Chcielibyśmy, aby sklep mógł pomagać ludziom uboższym. Tutaj idea polega na tym, aby produkty były tańsze niż ich koszt produkcji.
Food & Life: Przed wszystkim jest u nas człowiek
Myślę ze niejedna osoba mogłaby wam pozazdrościć doświadczenia, które nabyliście przez ostatnie lata.
No tak. Jesteśmy królikami doświadczalnymi, ale wiedzą którą teraz mamy jest nasza i nikt nam już jej nie zabierze. Jeżeli człowiek stara robić się coś dobrze i jest to spójne z jego podejściem do życia, to przyciąga ludzi podobnych sobie. I my tak mamy z naszym środowiskiem w ekonomii społecznej.
Dla nas na pierwszym miejscu jest człowiek, a pieniądz jest elementem dodanym. Oczywiście musimy zarabiać i zarabiać muszą ludzie, których zatrudniamy. Choćby po to, aby mogli stanąć na nogi i aby mogli być niezależni. Ale przed wszystkim jest u nas człowiek.
Tym kierujemy się w naszym zespole od samego początku i dlatego jest nam tak świetnie.
Zajrzyjcie na stronę firmy.
***
I do naszego cyklu, w którym wraz ze stowarzyszeniem Kraków dla Mieszkańców promujemy lokalne firmy. Przeczytacie w nim m. in. legendarnym MAX Grillu z Nowej Huty, którego właściciele zarządzają już małym kulinarnym imperium, najlepszych frytkach w Nowej Hucie i świetnych zabawkach dla wszystkich tych, którzy mają dość plastikowego szpeja.
A także o tym, jakie atrakcje w Krakowie polecają turyści.
–0 Komentarz–