Chciał zrobić coś dobrego. Od urzędu dowiedział się, że jest podły
Maciej Fijak trzy lata temu wrócił do Krakowa z emigracji w Oslo. Postanowił poświęcić czas i energię, by zadbać o swoje miasto. Jak władze miasta przywitały młodego człowieka, który chciał im pomóc?
Do ułożenia pytań wykorzystaliśmy to, co w tym czasie usłyszał od krakowskich urzędników. Ale też bliskich magistratowi dziennikarzy.
Tomasz Borejza: Przed czym chcesz ratować Kraków?
Maciej Fijak: Długo by wymieniać… Przed „betonozą”, przed wycinką tysięcy drzew, przed chaotycznym rozwojem i przed ludźmi, którzy widzą w nim tylko miejsce do ubijania interesów i dla swoich ciepłych posad. Uważam, że miasto z takim potencjałem społecznym, akademickim i obywatelskim zasługuje po prostu na więcej.
Grzegorz Krzywak: Dlaczego jesteś podły?
Rozumiem, że nawiązujesz do niesławnej wypowiedzi dyrektora jednej z miejskich jednostek. Bo chyba nie zarzucasz mi, że jestem podły?
GK: Jeśli mówi tak człowiek prezydenta Jacka Majchrowskiego, dyrektor na poważnym stanowisku, to chyba nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć.
Powiem tak: w każdym normalnym europejskim, nawet nie zachodnioeuropejskim, mieście człowiek na publicznym stanowisku po takiej wypowiedzi wobec mieszkańców, czyli swoich pracodawców, zostałby zmuszony do dymisji. U nas takie wypowiedzi – nie dość, że mają miejsce, to jeszcze przestają szokować. I przechodzenie do porządku dziennego wobec takich słów ludzi na najwyższych publicznych stanowiskach, zarabiających po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, nie powinno mieć miejsca. A to tylko jedna z wielu wypowiedzi w tym tonie. Ale mamy związane ręce. Bo co możemy zrobić?
TB: Słyszę, że chcesz odebrać urzędnikom prawo do wyrażania opinii.
Absolutnie nie! To też są mieszkańcy i mają prawo do swojego zdania. Ale nie do obrażania i oczerniania ludzi, którzy patrzą im na ręce.
“Zakrzówek to sprawa, która będzie ciągnęła się za miastem bardzo długo”
GK: Nie podoba ci się także to, w jaki sposób miasto buduje park w Zakrzówku. Masz jakieś wykształcenie w tej dziedzinie, że w ogóle zabierasz głos w tej sprawie?
Przede wszystkim jestem związany z tym miejscem, bo wychowałem się na Ruczaju i spędziłem tutaj dużą część swojego dzieciństwa. Oczywiście nie mam wykształcenia geologicznego, ale nie odbiera mi to umiejętności czytania ze zrozumieniem miejskich dokumentów. Za to w naszym zespole mamy zarówno architektów jak i naukowców – geologów. Zakrzówek to sprawa, która będzie ciągnęła się za miastem bardzo długo. Tym bardziej, że absurdalnie wielkie koszty ciągle rosną…
GK: Chwileczkę! Przecież ekspert z wykształceniem doradził miastu, że kosztowne siatki na skałach to dobry pomysł. Potem nawet firma w której – jak udało wam się ustalić – pracuje sprzedała miastu te siatki, bo akurat miała je na stanie.
Z całym szacunkiem dla eksperta, który pracuje w firmie sprzedającej siatki, ale w tej samej miejskiej dokumentacji znaleźliśmy wcześniejsze stanowisko, innego naukowca. Od razu dodam, że ten nie jest związany z firmami z tej branży. I on jasno stwierdził, że takie kosztowne zabezpieczenia nie są wymagane. Nie trzeba by niszczyć Zakrzówka siatkami za kilka milionów, gdyby mieszkańcy otrzymali do dyspozycji nie małą, a dużą plażę, gdzie skały nie są tak blisko wody. Jednak tę dużo bezpieczniejszą i przede wszystkim większą plażę przeznaczono pod centrum sportów wodnych i restaurację, czyli tak naprawdę dzierżawić będzie ją prywatna firma. I będzie tam zakaz pływania dla mieszkańców. Powstanie miejsce głównie dla nurków, którzy jednak moim zdaniem nie powinni być jedynymi użytkownikami największej części Zakrzówka. To najlepiej pokazuje jak ta inwestycja pozbawiona jest sensu.
TB: W jakim celu w ogóle podnieśliście sprawę siatek? Kto was do tego zainspirował? Przecież to jest przeszkadzanie w kluczowej miejskiej inwestycji.
Zareagowaliśmy, bo to była dewastacja unikatowego krajobrazu. Przecież Zakrzówek leży na terenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Gdy ludzie zobaczyli, co tam się dzieje, to włos zjeżył im się na głowach i pytali: co jest grane!? I my też zapytaliśmy. Przecież tego nie było na żadnych wizualizacjach, makietach i projektach. Co więcej – gdy zapytaliśmy dyrektora Parków Krajobrazowych skąd się wzięły te siatki, to przyznał z rozbrajającą szczerością, że dowiedział się o nich tak jak my – już w trakcie montowania. Zarząd Zieleni Miejskiej zasłania się prawami autorskimi i nadal do publicznej informacji nie przekazano dokumentów potwierdzających konieczność montażu siatki.
TB: Ale to zarośnie i będzie ładnie.
Na pionowych skałach niewiele wyrośnie. A nawet jak zarośnie to jeszcze gorzej – przecież te białe, lśniące skały to był znak rozpoznawczy Zakrzówka, za który przyznano mu nagrody, choćby od National Geographic.
“Wertowanie miejskich dokumentów to ciężka praca”
TB: Nieładne jest też to wasze grzebanie w miejskich dokumentach. Ostatnio urzędnicy skarżyli się, że za dużo pytacie i przez to dociekanie narażacie miasto na koszty.
GK: Tak. Za dużo pytacie i za dużo znajdujecie…
Wertowanie miejskich dokumentów to ciężka praca. Sama dokumentacja przetargowa Zakrzówka to było ok. 1000 stron. Na bieżąco monitorujemy miejskie inwestycje, jesteśmy w kontakcie z Siecią Obywatelską Watchdog Polska, której prawnicy czasem nam pomagają, na przykład, gdy któryś z urzędów odmawia udzielenia informacji publicznej. W tym momencie przeglądamy równie obszerną dokumentację remontu parku Bednarskiego. To kilkaset stron.
TB: Widziałem właśnie, że tę inwestycję też krytykowałeś.
Bo nikt z mieszkańcami jej nie konsultował. Poza tym miała kosztować 7,5 mln zł, a teraz ta kwota wzrosła do 20 mln zł.. Ten Park potrzebuje odświeżenia alejek, wstawienia toalety, ale nie kosztem 20 milionów. Remont ma trwać półtora roku, prawdopodobnie tyle park będzie zamknięty. Wycięto tam – w ramach tzw. rewitalizacji – 10 proc. drzewostanu, czyli kilkaset drzew. W tak małym parku! To jest sprzeczne z logiką, z gospodarnością i z ideą miasta zielonego
TB: Przecież w ostatnich latach miasto wydało gigantyczne pieniądze na zieleń.
Mieszkańcy i społecznicy “wywalczyli” powstanie ZZM-u, i bardzo dobrze. Tylko sam ten fakt nie sprawi, że Kraków stanie się nagle zielonym miastem. Na zielony przekaz dnia idą tysiące złotych, a w tym samym czasie inna miejska jednostka wycina tysiące drzew pod kolejne inwestycje. Zielone miasto to jest na przykład Oslo i tam widać przemyślane wydatki na zieleń. A w Krakowie? Zarząd zieleni dużo kupuje, np. motorówkę, ale nie ma to wiele wspólnego z zielenią. Zarząd zieleni dużo buduje, np. boiska czy siłownie, co też nie ma wiele wspólnego z zielenią. ZZM przeznacza też kupę pieniędzy na usługi, np. ochronę Pawilonu Okocimskiego, co również nie ma z zielenią wiele wspólnego. Notabene o tej sprawie pisała m.in. Wyborcza. Raz na spacerze przypadkiem odkryłem, że oddalone o kilkaset metrów ZOO ochrania ta sama firma, i można te usługi połączyć, zaoszczędzić. Rocznie to ćwierć miliona złotych. Urzędnicy odpowiedzieli, że sprawę “przemyślą” w kolejnych latach. Niektóre z inwestycji ZZMu powinny podpadać pod Zarząd Inwestycji Miejskich, ale wtedy ciężko chwalić się “zielonymi” wydatkami.
“Nawet konstruktywną krytykę nazywa się hejtem”
GK: Psujesz radość nie tylko z zielonych, ale też z rowerowych inwestycji. Kiedy otwierano kładkę biegnącą nad al. Powstańców Wielkopolskich błyskały flesze, prezydent otwierał przejazd, a reporterzy bili brawo. A ty się doszukałeś nierówności na nowo otwartej drodze dla rowerów. Jak można tak wszystko psuć krytykancką postawą?
Lepiej powiedz mi jak można za 21 mln zł zrobić nierówną kładkę!? Pomijając, że zjazd z takiej pofałdowanej kładki nie jest bezpieczny i można się solidnie potłuc. Zresztą sprawa jest bardzo ciekawa, bo najpierw ją zgłosiłem i potem przez kilka miesięcy „badano sprawę”. I dzisiaj na Twitterze oficer rowerowy napisał mi, że wykonawca zobowiązał się do naprawy nawierzchni. Jak będzie ładna pogoda.
GK: No i znów przez ciebie są niepotrzebne niesnaski. Jak często szczegółowo planujesz hejterskie akcje wobec urzędników?
Mamy w Krakowie taki duży problem, że tutaj nawet konstruktywną krytykę nazywa się hejtem. I to jest bardzo niebezpieczna retoryka, której granica cały czas się przesuwa. I najczęściej gdy nie ma odpowiedzi na nasze argumenty, jesteśmy nazywani hejterami. A to nie prawda. Co więcej – nigdy nie jest tak, że tylko krytykujemy, bo zawsze przedstawiamy też alternatywę, inne możliwości działania. Bardzo często prosimy jedynie, żeby zapytać samych mieszkańców czy aby na pewno chcą danej inwestycji w takiej formie jaką wymyśliło sobie miasto. I przykre, że takie słowa, że jesteśmy hejterami, padają z ust urzędników. Ale naprawdę tak ktoś powiedział? Że szczegółowo planujemy akcje hejterskie!?
“Wszystkie nasze akcje są oddolne”
GK: Tak, i to dyrektor. Wspomnianego zakładu zieleni. Chyba sobie nie zmyśla?
Nie, nie planujemy żadnych akcji hejteskich. Nikt nam też nie płaci, wbrew temu co się nam wmawia.
TB: Zaprzeczasz. To tak jakbyś potwierdzał…
Wszystkie nasze akcje są oddolne, z potrzeby wprowadzania zmian, adaptacji miasta do zmian klimatu i odnoszą się do naszych zielonych ideałów. Mówienie czegoś takiego, że planujemy „akcje hejterskie”, jest dla nas krzywdzące. Miasto, a raczej urzędnicy, właściwie jeden urzędnik, tylko sobie szkodzi takimi słowami. Bo ta fala negatywnych emocji, która w ostatnim czasie wylewa się na wspomniany zarząd zieleni, wezbrała na własne życzenie egocentrycznego dyrektora, któremu absolutnie nie da się zwrócić uwagi. Każda interwencja, sugestia czy prośba jest odbierana jako atak. Niestety przez takie podejście dyrekcji rykoszetem obrywają pozostali pracownicy ZZM, bardzo sympatyczni ludzie.
A co do podejrzeń o rzekome finansowanie nas przez polityków, to jest wielki problem urzędników prezydenta Jacka Majchrowskiego. Oni nie wierzą, że komuś na tym mieście naprawdę zależy i to poza finansowo. Że ktoś chce, żeby to było fajne, szczęśliwe i zielone miasto. Oni myślą, że jak ktoś ma zbieżne poglądy, to jest w zmowie i już na pewno jest jakiś ukryty przepływ finansowy. A nie jest tak! Ludzie z którymi działam to po prostu krakowscy społecznicy, bo będę odchodził od słowa aktywista. Niestety to sformułowanie zostało celowo i programowo obrzydzone ludziom A krakowscy społecznicy to są naprawdę niesamowicie fajni i ciekawi ludzie, działający dla ideałów, którzy chcą wyciągnąć z tego miasta więcej, niż wyciągnięto przez ostatnie kilkanaście lat.
GK: Przecież to są pseudoaktywiści i pseudopolitycy…
Ta wypowiedź Macieja Grzyba – dyrektora wydziału komunikacji z mieszkańcami – jest niedopuszczalna! Pewnie zaraz znowu zostanę nazwany hejterem, ale po tym wstępniaku w oficjalnej miejskiej gazecie, gdzie dyrektor Grzyb tak wyraża się o mieszkańcach, po prostu o ludziach, to ten człowiek powinien natychmiast stracić pracę. On był podobno naprawdę dobrym reporterem w RMF-ie. Nie wiem co go skłania do używania takich chwytów.
“Można by robić w Krakowie niesamowite rzeczy”
GK: Skoro jesteśmy przy lokalnych mediach. Te również aktywnie recenzują twoją działalność. Widziałem, że reporter Gazety Wyborczej zarzucił ci, że się kompromitujesz. Było też coś o PiS. Jesteś blisko z PiS?
Mój stosunek do PiS jest akurat jednoznaczny. Jednoznacznie negatywny. W każdym razie wiem do której naszej rozmowy pijesz. Choć nie! To chyba była inna rozmowa… Nie pamiętam już dokładnie, bo zostałem zwyzywany przez niego dwa razy.
GK: Ta w której byłeś kompromitujący.
No cóż – skoro dziennikarz Gazety Wyborczej zwraca się w ten sposób do mnie, to pewnie to jest prawda.
GK: Maciek, przyjechałeś trzy lata temu do Krakowa po dłuższym pobycie w Oslo. Pojawiłeś się z pomysłami i energią, którą chciałeś wykorzystać dla dobra miasta. Gdy zacząłeś się angażować. od ludzi prezydenta Majchrowskiego i środowisk z nim związanych usłyszałeś, że jesteś: podłym, niewykształconym, żenującym, skompromitowanym i skorumpowanym hejterem, który za dużo pyta. Jakbyś im odpowiedział na takie „przywitanie”?
Nic cenzuralnego nie przychodzi mi do głowy. Wiem tylko, że plac Wszystkich Świętych wymaga gruntownego przewietrzenia i to nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. Chciałbym, żeby Krakowem rządziła osoba dla której to jest przyjemność i misja i która ma pomysł na to miasto. Uważam też, że potencjał społeczny miasta jest o ogóle niewykorzystywany. W normalnych realiach czerpano by garściami z tak wielkiego zapału ludzi, z tak wielu wolontariuszy. Są pojedyncze przypadki, urzędnicy z otoczenia prezydenta, którzy mówią nam “słuchajcie, fajnie, że jesteście – to dla nas motywująca krytyka, impuls do ciężkiej pracy”. W większości jednak podejście jest zupełnie inne. Mieszkańcy są zagłuszani, niewysłuchiwani i zmuszani do ciągłej walki, do fikcyjnych konsultacji społecznych, nic nie dających petycji. Gdyby tę energię, którą marnujemy na tę ciągłą walkę, przekuć w konstruktywne działanie, to jestem przekonany, że można by robić w Krakowie niesamowite rzeczy.
Rozmawiali Grzegorz Krzywak i Tomasz Borejza.
Maciej Fijak – działacz społeczny, krakowianin, mieszkaniec Podgórza, Ambasador Lokalnej Partycypacji, zaangażowany w oddolne inicjatywy mieszkańców, m.in: Akcję Ratunkową dla Krakowa.
–4 komentarze–
[…] W Krakowie rzecz podobną do Lacaton i Vassala zrobili właśnie mieszkańcy. Zorganizowani wokół Akcji Ratunkowej dla Krakowa postanowili sprzeciwić się planowanej przez krakowski urząd rewitalizacji parku Bednarskiego, […]
[…] Dlaczego więc dyrektor Piotr Kempf atakował mieszkańców w taki sposób? W dodatku w niedzielę? Nie wiemy. Tym bardziej, że do tej pory nieszablonowe pomysły na wpisy pojawiały się u dyrektora raczej w piątki i w soboty. […]
[…] Czytaj także: Chciał zrobić coś dobrego. Od urzędu dowiedział się, że jest podły […]
[…] Co ciekawe dzięki temu oskarżeniu nikt nie rozmawiał o tym, czy akurat temu Dyrektorowi wypada jeździć furą po Krakowie. Ale przykładów jest oczywiście dużo więcej i można o nich przeczytać choćby tutaj: Chciał zrobić coś dobrego. Od urzędu dowiedział się, że jest podły. […]