Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego”
– Nie robiliśmy żadnej głębokiej analizy rynku, była to raczej decyzja chwili. Ani ja, ani Tomek nie byliśmy zachwyceni studiami. Dołożyliśmy albo raczej nie dołożyliśmy za wiele, żeby je skończyć, więc pojawiła się potrzeba, aby zacząć robić coś sensownego dla siebie – mówi Maciek z ShoeShine, które znajduje się przy ul. Karmelickiej. ShoeShine bywa nazywany szewcem 2.0, ponieważ łączy ideę dbania o obuwie z nowoczesnymi trendami i technologiami.
Między innymi, gdy jest taka potrzeba, buty dowozi i odbiera od klienta.
Asia Urbaniec: ShoeShine to taki szewc 2.0?
Maciek Niedziałkowski: Dokładnie tak. Wykonujemy naprawy butów, które obejmują standardowe rzeczy takie jak zelówki, fleki, zapiętki czyli naprawa stricte techniczna. Oprócz tego brakowało na rynku takiego miejsca, aby but został doprowadzony do dobrego stanu wizualnego.
Podstawowe czyszczenie, zadbanie o aspekty higieniczne. Jeżeli buty mają jakieś ubytki w strukturze czy kolorze, to wykonanie renowacji, czyli mówiąc wprost wtedy łapiemy za pędzel i odpowiednimi środkami je po prostu malujemy.
Podsłuchałam klienta, który pytał o “kustomizację” butów, co to znaczy?
M: Ktoś kupił sobie nowe buty i chce, aby pojawił się na nim jakiś napis czy wzór i my te wizje projektujemy i realizujemy.
Obaj z Tomkiem jesteście stosunkowo młodymi ludźmi skąd pomysł na taki właśnie biznes?
M: Nie robiliśmy żadnej głębokiej analizy rynku, była to raczej decyzja chwili. Ani ja, ani Tomek nie byliśmy zachwyceni studiami. Dołożyliśmy albo raczej nie dołożyliśmy za wiele, żeby je skończyć, więc pojawiła się potrzeba, aby zacząć robić coś sensownego dla siebie. Nie była to też idea od pucybuta do milionera, po prostu próg wejścia w ten biznes nie wymagał dużych nakładów finansowych.
Nie mówię tutaj o know-how, bo to jest coś czego musieliśmy nauczyć się sami, ale ilość pieniędzy, aby kupić produkty do takiej działalności mieściła się wtedy w naszym dość skromnym budżecie. Przeanalizowaliśmy to i okazało się, że w miarę szybko mogliśmy być na tak zwanym „swoim”.
T: Ja w czasie studiów jeździłem wakacyjnie do pracy do Norwegii i tam podpatrzyłem tego typu usługi. Podchwyciłem pomysł i przenieśliśmy go na krakowski rynek. W tym czasie ta branża nie były jeszcze znana w Polsce, więc wykorzystaliśmy lukę i weszliśmy z naszą propozycją.
Na Karmelickiej jesteście siedem lat. To już trochę czasu.
M: Tak, ShoeShine nie jest to coś sprzed chwili, już na tym rynku trochę sukcesów jak i błędów udało nam się popełnić. Na tych też błędach się uczyliśmy, testowaliśmy różne rozwiązania i techniki na butach swoich i znajomych.
Co dla Was w tej pracy jest najtrudniejszego, jest w ogóle coś takiego?
Tomasz Chmielewski: Chyba mnogość obowiązków związanych nie tyle z procesem pracy z butem, czyli samej naprawy, ale kontaktem z klientem, robieniem zdjęć, prowadzeniem Facebooka, wrzucaniem postów na Instagrama. Staramy się robić to wszystko sami. Nie mamy firmy zajmującej się marketingiem, dlatego może czasami to trochę kuleje i jest niedopracowane, ale klienci mówią, że ma to swój urok, bo w gruncie rzeczy wychodzi bardzo naturalnie. Sami robimy zdjęcia i piszemy posty, staramy się jak najlepiej przedstawić efekty naszej pracy, ale bez większego nadęcia.
Nie ma u was w punkcie maszyn typowych dla zakładu szewskiego, dlaczego?
M: Naprawy jakie wykonujemy, nie wymagają w większości użycia dużych maszyn. W pojedynczych przypadkach korzystamy z usług zewnętrznych. Przez ten czas zdążyliśmy poznać okolicznych rzemieślników, mamy grupę sprawdzonych ekspertów w poszczególnych dziedzinach. Są to ludzie, którzy robią rzeczy jakich my nie zrobimy. Ciężko jest nagle wstać i być we wszystkim najlepszym. Dlatego zdarza się nam coś zlecić, skorzystać z pomocy zaprzyjaźnionego zakładu. To są usługi, które potrzebne są u nas kilka razy w miesiącu, więc nie ma sensu przerabiać całej struktury firmy właśnie pod to. Jednak z czasem rozwijamy nasze kompetencje tak, aby jak najwięcej wykonywać samemu.
T: Nasz lokal nie jest duży i nie ma miejsca na tego typu naprawy. Zazwyczaj wiąże się to z kurzem, zapachem kleju, a u nas aspekt czystości jest bardzo ważny. Lokal mamy podzielony na pół, gdzie jedna część to buty gotowe do odbioru i lada do obsługi klientów, a druga to część, w której je czyścimy, malujemy. Nie wyobrażam sobie, żeby gdzieś na środku lokalu stała maszyna, na której ktoś np. szlifuje. To by się ze sobą kłóciło.
Każdy z was ma swoje określone zadania? Jeden lepiej pucuje buty, a drugi lepszy jest w nabijaniu fleków czy malowaniu?
M: Tak, podział jest. Tomek jest specjalistą i profesjonalistą, jeśli chodzi właśnie o know-how, mieszanie farb oraz malowanie. W tej materii jest lata świetlne przede mną. Robi także zdjęcia, które przedstawiają naszą pracę w mediach społecznościowych. Ja natomiast zajmuję się rzeczami wokół, tzn. staram się przygotować Tomkowi pracę, przyjmuję buty, mam kontakt z klientem. Robię wszystko, aby mu się lepiej i łatwiej pracowało przy wykonywaniu pracy u podstaw. Więcej pracuję z klientem, a on więcej z butem.
T: Ty Maciek też od jakiegoś czasu więcej jeździsz po mieście.
M: Tak, mamy usługę odbioru obuwia na terenie Krakowa. Odbieramy i odwozimy buty od trzech par. Jest to taki nasz ukłon w stronę klienta, bo zdajemy sobie sprawę, że czasami ciężko jest do nas dotrzeć i wiemy też, że klient nie zawsze ma czas. Dlatego wymyśliliśmy, że będziemy rodzajem szewskiego Ubera, bo czegoś takiego po prostu nie ma. Takie rozwiązanie cieszy się u nas dużym zainteresowaniem. To też należy do moich obowiązków.
Przy lepszej pogodzie Tomek wsiada na rower i łączy pracę z treningiem kolarskim.
Jakich produktów się używa, żeby np. zniwelować ubytek w skórze lub w strukturze buta?
T: Mamy szereg różnych środków. Jest np. ‘płynna skóra’, która po zaaplikowaniu kilku warstw, po wyszlifowaniu i na końcu wymalowaniu i zabezpieczeniu niweluje nam ubytek w bucie. W miejscach, gdzie skóra nie pracuje zbyt dużo to ubytek do 3 mm jesteśmy w stanie spokojnie wypełnić.
Okazuje się, że wasze usługi wpisują się w ideę zero waste, która w ostatnich latach stała się bardzo popularna.
M: Oczywiście, że to dostrzegamy, z czasem nawet coraz bardziej. Klienci też nas już zakwalifikowali pod tego typu podejście do rzeczy używanych. Ruch zero/less waste w Polsce raczkował, gdy zaczynaliśmy rozkręcać nasz biznes, więc skłamałbym mówiąc, że było to naszym głównym celem. Otwieraliśmy biznes w oparciu o wzorce skandynawskie, oczywiście chcieliśmy i chcemy na tym zarabiać. Śmieję się zawsze, że jesteśmy zero waste jak staram się prać białe sznurówki, które są wręcz czarne. Logika mówi, aby wymienić, ale bez próby wyprania ciężko się poddać.
Tak jak klienci są różni i to zapewne ich buty też takie bywają. Czy coś Was kiedyś zaskoczyło?
T: Pamiętam buty klienta, który był klaunem w cyrku. Buty były ogromne, miały chyba pół metra długości wraz z przedłużanymi czubami. Usługa była o tyle niestandardowa, że trzeba było te czubki podnieść, wzmocnić, ustawić na szczycie buta i pomalować, bo całkowicie zdarły się w trakcie cyrkowych występów. Malowaliśmy na nich kilka podanych wcześniej przez klienta wzorów na całej cholewce. To była para po 20 latach pracy, więc było z nią trochę roboty.
Widzę, że macie też torebki i kurtki?
T: Od zeszłego roku mocno ukierunkowaliśmy nasz rozwój w stronę renowacji galanterii skórzanej tj. torebek i kurtek. Nie robiliśmy tego od początku działalności, bo procesy renowacji są inne od tych, które przeprowadzamy na butach. Przeszliśmy kursy, dokształciliśmy się w kwestii technik pielęgnacji i używanych do tego środków. Testowo pomalowaliśmy dziesiątki torebek i kurtek od rodziny i znajomych. Motywacją byli oczywiście klienci, którzy coraz częściej pytali o możliwość renowacji torebek. Jak sami podkreślali, są to rzeczy, które zostają z nimi przez wiele lat i mają do nich ogromny sentyment.
Kto i z jakich usług najczęściej korzysta?
T: Wszyscy. Panie, Panowie, młodzi, starsi, chyba każdy z nas ma ulubioną parę butów z którą nie może się rozstać. Na początku skupiliśmy się na czyszczeniu i “customizacji” butów sportowych, ale szybko zaczęło pojawiać się u nas więcej butów eleganckich. Może mieć to związek z jakością wykonania. Do produkcji dobrej jakości butów wizytowych stosowane są z reguły materiały wysokiej jakości, więc ich renowacja daje świetne rezultaty. Do tworzenia większości butów sportowych używane są mieszanki, resztki skór lub skóra o bardzo wątpliwej jakości, a do wykończenia używa się tanich lakierów. Niektóre modele są po prostu źle zaprojektowane, przez co pękają lub rozklejają się. Zawsze staramy się jakoś zaradzić, bywają jednak fatalne przypadki. Wtedy po rozmowie z klientem wspólnie dochodzimy do wniosku, że renowacja nie ma sensu lub wykonujemy ją na życzenie klienta.
Wracają do nas ludzie, którzy mają sentyment do butów i są to pary sprzed kilku albo i nawet kilkunastu lat. Sposób i jakość wykonania są nieporównywalnie lepsze niż tych wykonywanych obecnie na masową skalę. Martensy czy Vansy wykonane kilkanaście lat temu to całkiem inne buty niż te obecnie.
A ceny macie jakie?
T: Standardowe czyszczenie to od 40 do 70 zł. Staramy się też niektórych usług nie wyceniać na sztywno. Jeśli widzimy, że czyszczenie i pomalowanie dwóch małych elementów może całkowicie zmienić oblicze buta, to nie rozliczamy się jak za malowanie całości. Koszt renowacji musi być przystępny, nie może przewyższać ceny buta, a chcemy, aby ludzie korzystali z naszych usług regularnie, tak jak np. z pralni. Zauważyliśmy, że umiejętność odpowiedniego dostosowania ceny usług, czasem wykonania ich szybciej jest bardzo ważna. Zadowoleni Klienci do nas wracają i polecają swoim znajomym i to bardzo cieszy. Dlatego zależy nam, aby ta relacja była uczciwa.
Przez te siedem lat, ile butów przewinęło się przez wasz punkt?
T: Myślę, że do 10 tysięcy możemy się zbliżać. Przez ostatnie dwa pandemiczne lata odnotowaliśmy znaczny spadek zleceń. Ludzie mało chodzili i po prostu nie niszczyli butów, więc i my mieliśmy mniej pracy. Teraz za to dostajemy pełne kartony butów. Trochę wydłużyły nam się terminy oczekiwania, ale robimy wszystko, aby jakość usługi była zawsze na najwyższym poziomie.
***
Czytaj też o prawdziwych sycylijskich lodach w Bronowicach, które serwuje doktor po Akademii Muzycznej. O reprezentancie Polski, który powiedział, że w życiu trzeba robić to co się lubi i na Kazimierzu piecze świetne trdelniki. Wspaniałych lodach z Nowej Huty. Panu Piotrze z Wielopola, który od 34 lat prowadzi sklep metalowy i dopadła go turystyfikacja Krakowa. A także doskonałej piekarni rzemieślniczej Młyn, którą znajdziecie przy Stachiewicza.
O tym, że Najlepsze frytki w Nowej Hucie robią ludzie z zespołem Downa.
I atrakcjach, które w Krakowie polecają turyści oraz najlepszych burgerach w mieście.
–6 komentarzy–
[…] także: Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś […]
[…] Czytaj także: Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego” […]
[…] Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego” […]
[…] Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego” […]
[…] Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego” […]
[…] Szewcy XXI wieku: “Skończyliśmy studia i chcieliśmy zacząć robić coś sensownego” […]