Szokująca relacja krakowianki o życiu z patoturystami!
Kilka tygodni temu napisała do nas krakowianka, która zdecydowała się opowiedzieć o tym, jak żyje się w otoczeniu mieszkań na najem krótkoterminowy. Jej relacja jest szokująca. Zapraszamy do lektury.
Jak się Pani żyje w otoczeniu mieszkań na najem krótkoterminowy?
Fatalnie. Z tego względu, że to narusza moją integralność w mieszkaniu i poza mieszkaniem. Na okrągło spotykam się z patoturystami, którzy wracają pijani po imprezach na mieście i przenoszą je do wynajmowanych mieszkań. To jest zachowanie, które tak bardzo odbiega od norm, że jak ktoś tego nie przeżył, to będzie miał problemy ze zrozumieniem. To jest skakanie po suficie, piski, wrzaski, brzęk butelek, toasty, śpiewy. Są balkony, na które przenoszą się imprezy. Towarzyszy temu głośna muzyka, która nie pozwala spać.
Pani mieszka w centrum Krakowa?
Tak.
Połowa mieszkań na najem
Ile w Pani kamienicy jest takich mieszkań?
Połowa. Łącznie z przyziemiem. Proszę sobie wyobrazić, że na poziomie „-1”, tam gdzie powinny być piwnice, zrobiono mieszkania na wynajem.
Czytaj także: Masz 300 tysięcy? W Krakowie stać cię nawet na atrakcyjny 16-metrowy apartament!
Jak doszło do tego, że mieszkańców zastąpili turyści?
Jestem w kontakcie z panią, która mieszka tutaj od dawna. I ona wprost mówi, że wykupywano mieszkańców. Ona sama jest teraz zmuszana do płacenia ogromnego czynszu, ponieważ nie dostała pierwszeństwa do wykupu mieszkania, w którym żyje od kilkudziesięciu lat. Miesięcznie musi teraz płacić kilka tysięcy złotych. Wydaje się, że scenariuszem, do którego to zmierza, jest przekształcenie całej kamienicy w hostel.
Co jest najbardziej dolegliwe w byciu sąsiadką turystów?
To są duże mieszkania i rzadko wynajmują je dwie osoby. Raczej sześć, osiem, dziesięć osób. Kiedy wracam do domu i widzę tłum przed kamienicą, to okrążam ją, aż sobie pójdą. Dostaję palpitacji serca, bo wiem, z czym to się wiąże. Z tym, że nikt nie będzie szanował mojego spokoju, że nie będę mogła spać w nocy i będę musiała się denerwować. To oznacza telefony na policję lub do wynajmujących, którzy odbiorą lub nie, bo śpią sobie w miłym domku na przedmieściach. Mam dwie młode córki. Pijani goście regularnie zaczepiają je, proponując im spędzenie nocy w wynajętym mieszkaniu. Często jest tak, że córki dzwonią, żeby po nie zejść, bo boją się wejść do domu. Przed kamienicą i na klatce bawią się bowiem pijani faceci w dojrzałym wieku.
Jest też tak, że pijani patoturyści mylą piętra i na przykład próbują otwierać innymi kluczami drzwi do mojego mieszkania. Robią to mimo, że pies szczeka u mnie za drzwiami. Nie mówiąc już nawet o ekskrementach i wymiotach w windzie i na klatce. O gonitwach z wysokich pięter, w których turyści skaczą ze schodów, bo chcą być na dole szybciej od swoich kolegów w windzie. To wszystko działa na mnie tak, że zanim wyjdę na klatkę, to muszę sprawdzić przez wizjer, co się tam dzieje. I tak nie jest tylko w nocy. Tak samo dzieje się rano. Wstają na kacu i zaczynają zabawę od nowa.
Dorobione klucze
Turyści na tzw. „city breaku” nie muszą wstać do pracy. Mam kolegę, który mieszka niedaleko od pani. On mówi, że najgorsze nie są nawet te spektakularne rzeczy. Ale zbiór nie dających żyć drobiazgów, które kamienicę zmieniają w coś w rodzaju dworca autobusowego.
Dokładnie tak jest. Cały czas coś się dzieje. A nieznajome osoby wprowadzają też niepokój w mieszkańcach kamienicy. Za każdym razem to są nowe osoby. Nie wiadomo kto. Nie wiadomo, jak się będzie zachowywał. W pandemii w mieszkaniu nade mną, które często było wynajmowane pomimo zakazu, doszło na przykład do kuriozalnej sytuacji. Kładziemy się spać i nagle słyszymy u góry, że tam zaczyna się impreza. To był totalny lock down. Zadzwoniliśmy do firmy, która to wynajmuje i mówimy, że jest zakaz, ale jest impreza i żeby to skończyli, bo inaczej wezwiemy policję. A firma mówi, że tam teraz nikogo nie ma. Mówimy, że chyba jednak jest, bo słyszymy. Przekonywali, że to niemożliwe i żebyśmy wezwali policję. Wie pan, co się okazało?
Zamieniam się w słuch.
Patoturyści, którzy wynajmowali mieszkanie wcześniej, dorobili sobie klucze i postanowili zrobić imprezę. To jest nienormalne.
Spektakularne. Ma pani więcej spektakularnych historii?
Oczywiście.
Meble z balkonu
Poproszę.
Powyżej mnie są balkony, z których pijani patoturyści zrzucali na dół masywne donice z kwiatami. Policja nic nie zrobiła.
Wyszli na balkon i rzucali?
Tak.
Z którego piętra?
Czwartego. Z piątego wyrzucano krzesła ogrodowe.
Trafili kogoś?
Na szczęście nie, bo to zwykle działo się bardzo wcześnie rano. Latają też butelki. Na samochody, przechodniów, przejście dla pieszych. Rzucano ciężkimi i mocnymi meblami, które się roztrzaskały. Mam zdjęcia. Policja nic nie robi. Administracja też nic nie robi. Mąż zwrócił im kiedyś dość mocno uwagę, bo już nie wytrzymywaliśmy. Wyszli na balkon i zrzucali zapalone „draski”, żeby nas przestraszyć. Coś takiego się może różnie skończyć. Ja już nie mówię o sprawach „lekkich” – krzykach, tłuczeniu butelek z alkoholem. To jest normalne…
Czytaj także: Amsterdam idzie na wojnę z turystami, którzy sprawiają kłopoty. “Nie przyjeżdżajcie!”
Normalna nienormalność
No nie wiem, czy takie normalne.
Dla mnie już normalne. Mówię o rzeczach, które zagrażają zdrowiu, życiu. Nikt tego nie widzi, a właściwie widzą i nic nie robią.
Weekendów to państwo raczej nie lubicie?
Przed pandemią były dwie sesje tygodniowe po trzy dni, bo wynajmy są zwykle na trzy dni. Przyjeżdżali zwykle od piątku do poniedziałku i później od wtorku do piątku. Kiedyś obliczyłam, że miesięcznie nade mną tupało sto różnych osób. A zameldowane są tam dwie osoby.
To wpływa także na koszty.
Jak?
Mieszkańcy płacą za turystów. Dwie osoby są zameldowane w mieszkaniu, które jest podzielone na dwa. Do każdego z tych dwóch przyjeżdża po osiem osób, więc mieszka tam w sumie 16 ludzi. Śmieci trafiają do naszego śmietnika. Oczywiście nie są segregowane, co podnosi cenę wywozu.
Czytaj także: Joanna Bryg-Stanisławska: Musimy przestać być służalczy wobec turystów
Stówka mandatu
Pani próbuje coś z tym zrobić?
Najpierw próbowała kulturalnie dzwonić do właścicieli i prosić ich o kulturalne zachowanie. Wtedy kulturalnie powiedziano mi, żebym dzwoniła na policję. Tylko, że to jest tak, że policja odjeżdża i impreza zaraz rozkręca się na powrót. Kogoś spiszą. Dostanie 100 złotych mandatu. Tyle.
15 funtów.
Są bezkarni. Pan dzielnicowy miał dla mnie pomysł, żeby policji mówić, że on przekazał, żeby dawać 500 złotych mandatu. Ale nie podziałało. Policjanci przyjeżdżają i rozkładają ręce, że takich mieszkań jest w śródmieściu mnóstwo. Jeden mi nawet mówił, że u niego w bloku też jest dużo takich mieszkań.
A to jak u niego jest dużo, to rzeczywiście luz.
Prawda? Zaczęłam działać z sąsiadką i razem z nią zgłaszać to na policję. Ja zgłaszam – przyjeżdża jeden wóz policyjny. Ona zgłasza – przyjeżdża drugi. To jest nienormalne, że do takiego naruszenia miru przyjeżdżają dwa wozy, które mogą być potrzebne gdzie indziej…
Czytaj także: Polityka turystyczna Krakowa mówi, że Kraków ma więcej Airbnb na mieszkańca niż Barcelona, ale potencjał nie osiągnął maksimum
Policja nic nie może?
Bardziej nienormalne jest to, że przyjeżdżają dwa wozy i żaden nie może nic zrobić.
Dla mnie to, że nic nie mogą zrobić jest już normalne. Ale chciałabym, żeby jednak mogli coś zrobić. I myślę, że mogą, ale nie chcą.
Dlaczego, pani zdaniem, nie chcą?
To jest dla nich wygodne. Tłumaczą, że to są cały czas nowe osoby i to nic nie da.
A myśli pani, że może gdzieś za tym stać systemowe przyzwolenie? Kraków deklaruje, że żyje z turystyki. Turystów traktuje się więc często jak święte krowy.
Ja sama żyję z turystów, ale nikomu nie wchodzę na głowę. I nie chcę, żeby ktoś wchodził na moją. Przez 30 lat mieszkałam w 10-piętrowym bloku, w którym mieszkali różni ludzie, ale nigdy nikt się tak nie zachowywał. Jak była impreza, to była, ale to nie było nagminne. Na piętrze mieszkałam z alkoholikiem i też nie było problemu. Tutaj są na piętrze cztery mieszkania i ktoś próbuje zagrabić moje życie, żeby zarobić pieniądze. Okrada mnie ze spokoju, który powinnam mieć po pracy. Ze spokoju, który powinny mieć moje córki, żeby móc się uczyć. Pisałam do administracji, przewodniczącego wspólnoty, sanepidu i na policję. Słałam zdjęcia. I wie pan co? Nikt mi nawet nie odpowiedział.
Czytaj także: Marcin Makowski: O każdą normalną rzecz w milionowym mieście w centrum Europy trzeba się szarpać
Bezsilność i organizacja
Czuje pani bezsilność?
Na Bookingu też jest napisane, że zabrania się imprez. Ja w ogóle doszłam do tego, że jak zgłasza się imprezę na policję, to wynajmujący mają z tego czysty zysk. Mogą wtedy nałożyć 500 złotych kary na turystę, a pieniądze wpływają do nich. Poczułam się, jakbym zarabiała dla nich więcej pieniędzy.
Ale chciałaby pani coś zrobić? Zorganizować ludzi w podobnej sytuacji? Tych nie jest mało, choć coraz mniej, bo centrum szybko zmienia się w makietę miasta. Czemu trudno się dziwić, bo w takich warunkach ludzie się poddają i wyprowadzają.
Ludzie, którzy na tym zarabiają, kupują sobie domy pod miastem i żyją wygodnie, a tutaj szerzą patologię. Jest niebezpiecznie. Presja ma sens. Chciałabym zebrać kilka osób. Zorganizować się.
Chciałabym zacząć od patologii, ale może później uda się coś jeszcze zrobić w centrum. Słyszałam już argumenty, że mieszkanie w centrum wszędzie niesie ze sobą takie obciążenia i że to mój wybór gdzie mieszkam. A ja uważam, że patologie które opisałam to nie jest kwestia wyboru, tylko prawa do bezpieczeństwa i szacunku. Wiem też, że „zjadają” nasze miasto, a nie tylko moją kamienicę. Pytam, czy rzeczywiście chcemy zrobić z centrum Krakowa wysypisko dla czyjegoś braku samokontroli? To nie jest fantastyczny scenariusz, tylko realne doświadczenia kilku miast w Europie – część z nich od kilku lat zdecydowanie zmienia reguły gry, przypominając sobie, że są przestrzenią życia dla mieszkańców a nie parkiem rozrywki dla patoturystów. Jesteśmy społeczeństwem, w którym myśli się, że jest się samemu i nic się nie da zrobić. A to nie jest prawda. Razem możemy bardzo dużo.
Czytaj także: Amsterdam zakazuje najmu krótkoterminowego w centrum. Poza nim ograniczenia
–4 komentarze–
[…] Czytaj także: Szokująca relacja krakowianki o życiu z patoturystami! […]
[…] Czytaj także: Szokująca relacja krakowianki o życiu z patoturystami! […]
[…] Czytaj także: Szokująca relacja krakowianki o życiu z patoturystami! […]
[…] sklepikarze mogą znieść wiele, ale w zderzeniu z krakowską triadą stają się bezbronni. Turyści wypierający lokalsów, wpływ drogiej strefy płatnego parkowania oraz ciągnące się i źle koordynowane remonty […]