Wiatr nad Krakowem. Tadeusz Boy-Zelenski
Wiatr nad Krakowem.
Prawie równocześnie — ważne przemiany w życiu malarskim. Umiera Matejko.
Matejko był genialnym malarzem, ale szkoła jego, w ostatnich latach zwłaszcza, była martwa. Już szły ze świata nowe prądy, nowe hasła, światło, kolor, plama, pleinair, impresjonizm; nie przenikały tylko do gmachu, gdzie władał Matejko, sam jeden, wielki, w otoczeniu miernych nauczycieli. Najpowolniejsi uczniowie w zaduchu pracowni podlewali brudnym sosem swoje zimne wypracowania figuralne. Co było wielkie u Mistrza, stawało się okropne u jego epigonów. Najżywszy z młodych, Włodzio Tetmajer, zmuszony niemal kryć się z tym, co malował, drapnął do Bronowic.
Skoro umarł Matejko, po krótkim okresie przejściowym (Łuszczkiewicz, Rodakowski), powierzono Fałatowi reorganizację szkoły. Fałat ściąga z kraju czy z zagranicy tęgich malarzy a młodych jeszcze ludzi; nowe ciało profesorskie to Wyczółkowski, Malczewski, Pankiewicz, Axentowicz, Laszczka, Stanisławski, później Ruszczyc… Zmienia się zupełnie fizjognomia, duch szkoły. Zapachniało Paryżem. Przedtem szacunek dla Mistrza trzymał uczniów w milczącym oddaleniu; teraz młodzi profesorowie, kontenci, że się znaleźli razem, kontenci z warsztatu pracy, są w pysznych humorach, figlują, karykaturują się wzajem, tak jak ich znowuż karykaturują uczniowie, traktowani przez nich jak młodsi koledzy. Na którymś ze swoich obrazów Wyczółkowski wymalował Jacka Malczewskiego nago, z kosmatymi nogami fauna, nagabywanego przy pracy przez nimfy czy dziewczęta. W istocie, w porównaniu z askezą Matejki, to był renesans po średniowieczu! Szkoła wre pracą, ale rozbrzmiewa wesołym śmiechem. A kiedy rychło potem powstaje stowarzyszenie Sztuka, przeprowadzające tak potrzebną wówczas selekcję artystyczną, dzięki której zyskuje pierwszorzędne sukcesy w stolicach europejskich, raz po raz profesorowie któregoś ze swych uczniów wyzwalają na majstra, pasujac go na członka Sztuki. Zadziwiający jest urodzaj na talenty malarskie w ówczesnym Krakowie. Młodość!
Interesujący jest związek, jaki istnieje między rzeczami materialnymi, technicznymi, a życiem duchowym. Jakże doniosłe miał na przykład znaczenie pastel, użyty przez Wyspiańskiego. Olejny obraz — taki jak je wówczas malowano, masywny — był dostępny jedynie magnatom. Robota portretu trwała całe tygodnie. Któż mógł bodaj zamarzyć o portrecie Matejki! Wyspiański, który miał w głowie tysiące prac i pomysłów, a nie zawsze miał na farby, machał pastel w godzinę lub dwie: w proporcji do czasu i materiału, i cena była o ileż niższa; to „potanienie geniuszu” miało nieobliczalne następstwa dla kultury artystycznej miasta. Uprościł także ramy — oprawiając swoje obrazy w zwykłą, nie malowaną nawet listwę drewnianą, gdy dawniej lada bohomaz wymagał kosztownych ram złoconych. Dzięki tej prostej zmianie techniki, arcydzieło Wyspiańskiego było dziesięć razy tańsze niż „kobyła” jakiegoś Krzesza, którego samo płótno, farby i rama kosztowały więcej, niż Wyspiański żądał za cały obraz. To miało decydujący wpływ na wniknięcie malarstwa w nowe mieszczańskie społeczeństwo, dopuszczając je do zażyłości ze sztuką. Pasja do obrazów, zwłaszcza wśród lekarzy krakowskich, rozwija się w ciągu kilku lat zadziwiająco, przeobrażają się ściany mieszkań. Bardzo ciekawe było patrzeć na tę infekcję sztuką, w której niemałą rolę gra osobiste zetknięcie się z artystami, nietrudne w miniaturowym Krakowie, gdzie wszyscy prawie się znali.
Literatura. Ale trzeba się streszczać. Zatem, w roku 1894 wyszła w Krakowie pamiętna druga seria (tak wówczas skromnie tytułowano tomiki poezji) Kazimierza Tetmajera. W tym samym mniej więcej czasie drukuje w krakowskim „Świecie” Miriam swój przekład Statku pijanego Rimbauda, dając tym przedsmak przyszłej „Chimery”. W r. 1897 zakłada Ludwik Szczepański „Życie” (pierwsze harce Nowaczyńskiego, A. Górski, Miciński, Perzyński, Kisielewski etc.), w którym współdziała przybyła z Paryża Gabriela Zapolska. Zarazem Zapolska jest aktorką w teatrze Pawlikowskiego i wystawia pierwsze swoje sztuki: Żabusia, Kaśka Kariatyda, Tamten. W roku 1898 spada na Kraków Przybyszewski; w tymże roku teatr wystawia jego sztukę Dla szczęścia; w roku 1899 Warszawiankę Wyspiańskiego. Powstaje Paon, braterska orgia literatury, teatru, malarstwa, muzyki. (Przybyszewski miał wówczas lat trzydzieści; krakowska jego gromadka liczy mało co ponad dwadzieścia; i tu — młodość). Feliks Jasieński zjeżdża ze swoim wędrownym muzeum i całą japońszczyzną.
Wiatr nad Krakowem.
Wreszcie — w roku 1901 — Wesele, już w teatrze Kotarbińskiego. Doprawdy, w ciągu tych ośmiu lat, Kraków dużo przeżył. To równoczesne spotkanie się tylu niezwykłych indywidualności, współżycie ich, współdziałanie, inspirowanie się wzajemne, wytworzyło atmosferę tak przesyconą ozonem, jak z pewnością mało gdzie i kiedy. Było to tym osobliwsze, że działo się w małym miasteczku, którym zewnętrznie Kraków być nie przestał. Mały Kraków urósł przez sztukę, o wiele wprzód, zanim ambitna energia prezydenta Leo przeobraziła go administracyjnie w Wielki Kraków. To do niedawna miasto starców staje się miastem młodych. Nawet jego biedę zdołała na chwilę oszukać sztuka. Młoda cyganeria z dumą przywdziewa uniform artysty, parysko-zakopiańską pelerynę, która ma tę zaletę, że, wraz z młodopolskim krawatem, pokrywa niedomagania ubrań i bielizny. Życie przenosi się z salonów do knajpy, a jeżeli zawadzi o salon, to o bawialnię jakiego lekarza czy profesora. Sztuka staje się nobilitacją mieszczaństwa.
–0 Komentarz–