Pod magistratem było pięknie, ale przyjechali radni i wszystko zepsuli
Wczoraj zachwycaliśmy się tym, jakie cacuszko z okazji Dni Otwartych Magistratu urządził pod Pałacem Wielopolskich Zarząd Zieleni Miejskiej. Zgodnie z przewidywaniami piękny sen o miejskim skwerze skończył się bardzo szybko. A to za sprawą radnych miasta Krakowa, którym wydaje się, że są ważni. I ten wyimaginowany prestiż próbują podkreślać dojeżdżając do znajdującego się w ścisłym centrum magistratu… samochodami.
Jeszcze wczoraj teren pod Urzędem Miasta Krakowa tętnił życiem. Nie tylko dlatego, że magistrat przygotował dla mieszkańców wiele atrakcji. Przede wszystkim miejsce to przeobraziło się z parkingu pełnego samochodów w zielony skwer przyjazny ludziom.
Niestety, wszystko co piękne, kiedyś się kończy. Dziś na placu Wszystkich Św. znów dominowały auta:
Uchował się jedynie kawałek trawnika z huśtawkami, na którym, nota bene, ustawiono na pomarańczowym drogowym pachołku znak “zakaz zatrzymywania się”:
A to, że znak się tam znalazł, wcale nas nie dziwi. Ktoś rezolutny przewidział, że dziś do magistratu przyjadą radni. Na poniższym zdjęciu zobaczycie prawdziwy parkingowy POPiS: po prawej stronie stoi samochód radnego Tomasza Urynowicza z PO, a po lewej radnego Adama Kality z PiS. Pomiędzy nimi przeciskają się turyści, którzy nie mogą swobodnie przejść zastawionym przez pojazdy radnych chodnikiem.
Turyści zresztą nie tylko kluczyli, ale też robili wrażenie zdziwionych.
Przy czym dziwiły ich raczej nie różowe huśtawki, a kolorowe samochody i to, że piękny zabytek ma takie otoczenie.
Ale nie tylko turyści musieli kluczyć między zaparkowanymi między donicami samochodami.
Kluczyły między nimi także dzieci, które zwiedzały nasze urokliwe miasto.
Obserwowaliśmy te parkingowe wyczyny (parkowanie “na kopertę” między donicami łatwe nie jest), siedząc na jednej z trzech huśtawek, które, na razie, przetrwały brutalny powrót tego miejsca do betonowo-zmotoryzowanej rzeczywistości. A było na co popatrzeć.
Zwłaszcza, gdy trzeba było jednocześnie cofać i uważać na wycieczkę oraz Lexusa.
Było więc trochę śmiesznie, a trochę smutno.
Generalnie jednak bardziej smutno.
Smutno zwłaszcza, kiedy widziało się, jak zaledwie dzień wcześniej to miejsce zostało zmienione przez kilka leżaków i zaproszenie dla krakowian, by z nich skorzystali, które wystosował Zarząd Zieleni Miejskiej.
I nawet bardziej smutno, kiedy człowiek uświadomił sobie, że tymi, którzy to zepsuli, są ludzie, którzy powinni robić co się da, by w Krakowie było jak najlepiej i jak najlepiej się żyło.
A powód mieli tylko taki, że tak jest im wygodniej.
Mamy jednak przekonanie, że to co było w niedzielę, wróci jeszcze na stałe, bo było świetnie.
Czegoś takiego nie da się ludziom pokazać, a później zabrać.
Jeżeli więc nie zrobi tego ten prezydent, to zrobi to prezydent następny.
A do beczki dziegciu, warto dorzucić jeszcze łyżkę miodu.
Nie wszyscy do pracy w UMK przyjeżdżają tak jak radni Urynowicz i Kalita.
Parking rowerowy, skryty za prezydenckimi limuzynami, wygląda tam teraz tak:
(tb&mm)
–0 Komentarz–