Krakowski urzędnik stanął w obronie wycinanych drzew
Filip Szatanik: Krakowscy urzędnicy zaczęli dostrzegać wycinki drzew. Co więcej, odnoszą się do nich bardzo krytycznie. Niestety – jak na razie – dotyczy to tylko i wyłącznie rzezi drzewostanu w ich rodzinnych miejscowościach, a nie w Krakowie. Ale kierunek zmian w ich podejściu do zieleni niezwykle nam się podoba, dlatego wyrażamy pełną solidarność z Filipem Szatanikiem, który doniósł światu o “apokalipsie” w rodzinnej Wiśle.
Każdy skądś pochodzi. Jeden z Krakowa, drugi z Sosnowca, a jeszcze inny np. z Wisły. Tak jak Filip Szatanik – do niedawna dyrektor biura prasowego UMK – który na swoim facebookowym profilu zamieścił zdjęcia ze swej “małej ojczyzny”.
Kiedyś były szlaki dziś są drogi. Oraz: Drzewa wyszły, drogi powstały…sam byłem zdziwiony – komentował swoje zdjęcie smutny śmiertelnie Szatanik [pisownia oryginalna].
Stąd przejaw naszej solidarności. Trudno, żeby słuszny ból pana Filipa zrozumiał lepiej ktokolwiek, aniżeli krakowianie, którzy co roku przyglądają się rzezi tysięcy drzew. W imię czego? Otóż w imię tego “rozwoju”, który ma na myśli autor powyższej dramatycznej fotografii. W Krakowie owoc “rozwoju i postępu” tego nazywany jest – bo brzmi to znacznie lepiej – “typowym terenem do zainwestowania”.
Pan Filip skłonił nas do refleksji. I retrospekcji. Odwołał się bowiem jeszcze do spędzonego w swej “małej ojczyźnie” dzieciństwa – “sielskiego, anielskiego”:
Odpowiedzieliśmy sobie na jedno bardzo, ale to bardzo ważne pytanie: ile pozostało z Krakowa, który my, redakcja, chłopaki z Krowodrzy oglądaliśmy oczyma dzieci?
To jarzębina, na którą red. Malczyński wspinał się jako brzdąc:
Ale niestety – “typowy teren do zainwestowania”.
A tu – plac zabaw, na którym pierwsze guzy nabijał sobie red. Krzywak:
Również teren do zainwestowania, choć z mniejszym rozmachem. Karuzela, piaskownica i placyk do gry w nogę zostały przez “rozwój i postęp” roztarte na pył. I żwirek.
Kolejne zdjęcie. Róg Makowskiego i Stachiewicza. Stały tutaj kiedyś kioski, w których kupowaliśmy oranżadę i gumy “Turbo”:
Teraz możemy tam co najwyżej zaparkować.
A tutaj – po terenach historyczno-krajobrazowego parku Młynówka Królewska – chodził red. Borejza, nierzadko wtedy, kiedy powinien być w szkole.
Wprawdzie park w sąsiedztwie red. Borejzy okazał się “typowym terenem do zainwestowania”, ale i tak miał on najwięcej szczęścia z nas wszystkich, ponieważ dorastał na wspaniałym osiedlu Widok. Tam – jak mawia Filip Szatanik – “apokalipsa” poczyniła najmniejsze spustoszenie. Zieleni nie brakuje. Nikt nie wciska nowych bloków, tak aby sąsiadom można było przez okno podawać rękę i pożyczać cukier. Jest plac zabaw. Amfiteatr.
Nie możemy tu jednak mówić o przypadku, gdyż tereny te należą do Spółdzielni Mieszkaniowej Widok. A zatem – upraszczając – do ludzi, a nie do decydentów z pl. Wszystkich Świętych. Ludzie tym różnią się od władzy, że od “typowego terenu do zainwestowania” wolą dobre miejsce do życia.
Panie Flipie! Rozumiemy. Współczujemy. Pocieszamy.
Chłopaki z Krowodrzy
Zdj. tytułowe: Jakub Włodek z nałożonym zrzutem z ekranu z portalu facebook.com
–2 komentarze–
Kląć się, Panowie, chce. Oto jak się kończy społeczne przyzwolenie na samowolę władzy.
No to nasuwa sie tylko jeden wniosek. Skoro w Wisle tak słabo zarządzają, a ten pan wie co trzeba zrobić, to zapraszamy z powrotem do rodzinnej Wisły, tam sie pan na pewno przyda i nie bedzie wycinki drzew. A w Krakowie niech rządzą ludzie stąd.