Krakowskie blokowisko to prawdziwa kulinarna mekka
Kilka lat temu Wojciech Mucha, obecny redaktor naczelny Gazety Krakowskiej, osiedle Azory opisywał w tekście o znaczącym tytule “Slumsy trzy kilometry od Sukiennic“. Pisał, że “drugie pod względem liczebności mieszkańców osiedle w Krakowie, coraz bardziej przypomina fawelę (dzielnicę nędzy) w Rio de Janeiro niż osiedle europejskiego miasta kultury.“Przerysowując problem zwracał uwagę, jak bardzo zaniedbane są Azory.
Chciałbym móc powiedzieć, że dziś jest zupełnie inaczej. Ale nie mogę. Wiele się na Azorach nie zmieniło.
Azory wciąż są osiedlem zaniedbanym. Władze miasta przypominają sobie o nich głównie wtedy, kiedy po raz kolejny ogłaszają, że tramwaj na Azory będzie. By później go nie zrealizować. Problemy są więc z wieloma rzeczami. Od parkingów. Przez słabą komunikacją publiczną, pomazane elewacje i problemy ze sprzątaniem. Po stan budynków.
Ba. Zaczęto nawet usuwać to, co dzielnicy daje charakter i pozbyto się kioskarzy, by urzędnikom powiększyć parking.
Mimo to na Azorach gościmy ostatnio wyjątkowo często.
A to dlatego, że może nie być tam wielu rzeczy, ale na pewno jest gdzie zjeść. I do naszego cyklu o krakowskich firmach raz za razem wpadają kolejne godne polecenia miejsca. Stało się tak, bo na szczęście Azory to nie tylko wyjątkowo zaniedbane przez urząd miejsce na mapie miasta. Ale też osiedle, gdzie żyją i pracują świetni ludzie.
I dzięki nim Azory stały się ostatnio kulinarną mekką.
Miejsc, gdzie można dobrze zjeść, jest tam zadziwiająco dużo. Szczególnie jak na – było nie było – peryferyjne osiedle bloków. Fast food? Jeden z lepszych w Krakowie. Elegancka rodzinna restauracja? Jest. Rzemieślniczy chleb? Rewelka. Koniecznie z drożdżówkami i bagietkami. Take away? 4.9 w Google.
Fast food? Przystanek Vietnam
Na pętli 130-tki, którą trudno dojechać gdzieś w sensownym czasie, więc przed podróżą tym bardziej warto się posilić, można zjeść absolutnie rewelacyjne wietnamskie banh mi, o których pisaliśmy w tekście Przystanek Vietnam: prawdziwa kuchnia wietnamska na pętli 130-ki. – Myślę, że ludzie doceniają autentyczność tego produktu. Ale też swieżość i jakość składników, ponieważ klienci teraz przede wszystkim tego oczekują. Są to receptury naszej cioci Phượng, która od 20 lat prowadzi ceniony punkt w turystycznym mieście Hội An. Na swoją markę pracowała długo i to ona była naszą główną inspiracją. Przed otwarciem punktu, pojechałam zresztą do Wietnamu na trzy miesiące, żeby się od niej tego wszystkiego nauczyć. – o tajemnicy sukcesu opowiadała nam Wioleta Phan.
Dziewczyny, bez dwóch zdań, wszystkiego się nauczyły.
Chleb? Pod piekarnią ustawiają się kolejki!
Z kolei przy Stachiewicza jest piekarnia, przed którą ustawiają się kolejki. Dlaczego?
Tak tłumaczył to Dominik Nowak: “Ja to robię bardzo normalnie, zwyczajnie. Tak jak się robiło dawniej, bez pośpiechu. Używam prostych składników. Mąki, wody i soli – to wszystko, co dodaje. Plus ewentualnie dodatki, które później widać i dodają smaku. Takie jak te papryczki. Wszystko robimy na zakwasie. Nie przyspieszamy procesu drożdżami, które powodują, że pieczywo nie dojrzewa w taki sam sposób.”
Ale generalnie to, żeby zrozumieć, wystarczy spróbować.
Take away? Pelmeni!
Coś na szybko i na wynos? Pelmeni od Żurawia, które czytelnik polecał u nas tak: “Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na perełkę kulinarną, którą mają Azory. Perełkę bardzo niedocenioną i z fatalną lokalizacją. (…) Nieprawdopodobne, że o takim miejscu mało kto wie. A oni zaraz mogą to zamknąć. Pracują 6 dni w tygodniu od 11 do 23. Mają syna który chodzi do trzeciej klasy. Powiedziałem im, że jak tylko ludzie się dowiedzą, że są, to nie będą nadążać z zamówieniami.”
I uruchomił w ten sposób lawinę poleceń, o której właściciele lokalu mówią “cud”.
Nie powinno to dziwić, bo jak ludzie się dowiedzieli, to trzy dni nie spali i lepili pelmeni, których i tak nie starczyło.
Ocena w Google? 4,9.
Choć z zewnątrz nikt by nie dał złamanego grosza.
Niedzielny obiad z rodziną? Małopolski Wagon Rodzinnie
Małopolski Wagon Rodzinnie przy ulicy Czerwieńskiego poleca m. in. Kamil z bezfarmazonu.pl.
To jeden z najlepszych blogerów kulinarnych piszących o Krakowie. Tekst – to mówi już wiele – zatytułował “Pyszna kuchnia w Azorach”. A spuentował tak: “Z ręką na sumieniu po jednej wizycie na zaproszenie, a jednej pełnopłatnej polecam Małopolski Wagon Rodzinnie wszystkim – to miejsce do którego warto przyjechać nawet z drugiego końca miasta.”
My pogadaliśmy w właścicielką, która wyjaśniła skąd pomysł i tak zaprosiła na popisowe danie zakładu:
“Świeca wołowa! Sam kawałek mięsa to mój wymysł, znam się na tym dobrze i zależało mi, żeby ludzie mogli spróbować czegoś czego nie znają. A świecy nie podają praktycznie nigdzie.”
Do tego na Murarskiej jest jeszcze polecany “chińczyk”, do którego jednak nie zdążyliśmy jeszcze zajrzeć.
A Azory nie są tutaj zapewne wyjątkiem. Miejsc tego rodzaju, które czekają na odkrycie na różnych krakowskich osiedlach musi być multum. Trudno jednak znać je wszystkie. Pomóżcie nam znaleźć takie właśnie ukryte perełki, do których warto ruszyć się nawet z drugiego końca miasta.
***
Czytaj też o prawdziwych sycylijskich lodach w Bronowicach, które serwuje doktor po Akademii Muzycznej. Wspaniałych lodach z Nowej Huty. Panu Piotrze z Wielopola, który od 34 lat prowadzi sklep metalowy i dopadła go turystyfikacja Krakowa. A także doskonałej piekarni rzemieślniczej Młyn, którą znajdziecie przy Stachiewicza.
I Sklepie LUZEM z Żabińca, gdzie wszystko kupicie na wagę.
Restauracjach, które w Krakowie polecają turyści oraz najlepszych burgerach w mieście.
–1 Komentarz–
[…] Krakowskim blokowisku, które stało się kulinarną mekką. […]